Pobuda o 5.40, chyba juz sie przestawiamy na wczesne chodzenie spac i wczesne wstawanie. Chwile po 6 jestesmy na dworcu i zajmujemy miejsac na...dachu pociagu. Sami biali w wieku roznym, mlodzi, starsi i starzy. I wszyscy ciesza sie jak dzieci! Bo jak sie nie cieszyc, kiedy wokol tylko gory, chmury, przestrzen i nie jest sie zamknietym w wagonie? W naszych rodzinnych krajach, albo nie ma takich atrakcji, albo jest to totalnie zakazane. Devils Nois Train to bardzo malownicza trasa, obecnie w nieco okrojonym szlaku.
Pogoda nadal nas nie rozpieszcza. Wulkanu (najwyzszego w Ekwadorze) Chimborazo- 6310m nie widac (buuu:::(), pozostalych tez nie:(
I oto za 11$ za osobe mozna jechac pociagiem przez 7 godzin z Riobamby do Alusi przez Sibambe. Doswiadczenie ciekawe, wszyscy usmiechnieci, pomimo, ze czasem deszcz w twarz, wiatr smaga po twarzy, zrywa czapki z glow, slonce (jesli zaszczyci) przypala nosy i tak wkolo... Konduktorzy podczas jazdy sprawdzaja bilety...na dachu.
Jazda tym pociagiem jest inna niz autobusem, bo mamy pomimo wszystko wiekszy kontakt z ludzmi tu mieszkajacymi. I pierwszy raz, tu na tej trasie oni do nas machaja (a my odmachujemy). Jest cos niesamowitego w tym machaniu, bo przeciez (pomimo wszystko) trzeba miec odwage aby pomachac, trzeba miec chec aby poswiecic na to jakas chwile, a co to znaczy? Ze siebie widzimy,nie mamy zlych zamiarow, akceptujemy. To taki gest, ale mysle ze wazny w obcym swiecie. ( i jeszcze jedno, nie lubie ignorancji i ignorantow, na kazdej szerokosci geograficznej).
Widoki niesamowite, gory i przestrzen. Gory zielone, w dziesiatkach odmian zieleni, jak patchwork, podzielone na nieregularne prostokaciki, a na nich widoczne kolorowe postaci jak kwiaty na lace- Indianie, Indianki, ciezko pracujace na polu. Prymitywne narzedzia, duzenachylenie terenu, stromizny, pogoda ktora nie rozpieszcza i moj wielki szacunek dla ich trudnego zycia...
Najbardziej malowniczy i stromy jest odcinek na trasie Alusi- Riobamba- Alusi (można sie tutaj dosiąść jeśli tylko ktoś chce)
Jesteśmy zmęczeni okrutnie, dotlenieni, z bolącymi tylkami i kręgosłupem, ale...WARTO BYŁO!
Przesiadamy sie do autobusu do Cuenca , kolejne 5 godzin siedzenia. Jedziemy dalej, przed siebie, na południe, przez góry a ja podziwiam chmury... Któras z chmur czasami zagubi sie w dolinie, inna zasloni szczyt góry, kolejna zasnuje drogę przed nami.... Troche mrozi to nam krew w żylach, bo widoczność spada nagle do kilku metrów. Jeszcze serpentyny, przepaście na kilkaset metrów... Najlepsza metoda? Nie patrzec przez okno, zreszta i tak nic nie widać. W naszym kraju chmury są wysoko, poza naszym zasięgiem, nierealne jest, aby dotknąc je, poczuć. Tutaj jest inaczej, co chwilę miejsce w którym akurat jesteśmy tonie w chmurach, czuć wilgoć opadająca na twarz i tylko błękitu nieba czasem tak brak.....
an