Chcialabym sie kiedys tu wyspac... Kazdy ma jakies marzenia, duze i bardzo male... Kolejna noc pocieta na kawalki. To szkolna wycieczka dzieci w wieku 8-10 lat, zwana przez nas stonka roznosi hotel na kawalki od 5 rano. Wieczorem znieczullilismy sie piwem i odplynelismy, pomimo odglosow z korytarza zywcem wyjetych z walk wikingow. (Noc wczesniej walczylismy z czyms, co nas gryzlo, wczesniej byla akcja toaleta i noc wczesniej tez...). Za przyczyna stonki wstalismy lekko niedospani i wracamy do Cusco, nasza trasa przez tory i gory.
Droga po torach przebiegla duzo lagodniej niz ostatnio. Choroba w podrozy odbiera radosc i energie, ale to juz historia. I tak sobie szlismy te 9 km, drobiac kroki jak japonska gejsza (jakby nie mogli podkladow ulozyc pod krok;). Piekne widoki, nieodgadnione dzwieki dzungli, szum gorskiego potoku - bardzo mily spacerek...
Wolnosc, nasza, tutaj... Idziemy powoli cieszac sie ze wszystkiego po kolei, plotkujemy tez o Was w Polsce, co robicie, z kim pijecie, jaka pogoda... I drobimy kroki, drobimy az milo...
W Hydroelektrica okazalo sie, ze nie ma na razie transportu do Santa Teresa, trzeba czekac na komplet, dlugo. Cwaniaki z busow sprawdzali nas ile zaplacimy, a my twardo, ze 5 soli i nic wiecej. Takie granie: oni twardzi, ze nas nie wezma, my twardzi, ze za drogo, a razem przeciez mamy ten sam interes (oni zarobia, a my sie stad wydostaniemy). I tak siedzielismy na kamieniu w cieniu, czekajac na kolejnych bialych , do kompletu. Wiedzielismy, ze mamy czas i nie ma co podnosic sobie cisnienia, choc tylki juz bolaly. Podchodza kolejne cwaniaki, my nadal twardzo, siedzimy i ... zdarzyl sie cud... Podchodzi Pan - po angielsku pyta sie: czy jedziemy do Cusco (za 17$)? On jest z biura turystycznego, ma dwa wolne miejsca i moze nas zabrac. A my lekko zmanierowani, ze dobrze, chyba nam pasuje...(a w duszy - super, super, bo bez przesiadki i tylko 2 dolary drozej). Zadowoleni zjedlismy jeszcze obiadek przy drodze w szopce z desek i po prawie 3 godz. czekania ruszylismy dalej.
W Santa Maria zarwal sie most pod przeladowana ciezarowka. Most, ktorym my musielismy przejechac. Wszyscy panowie brali udzial w wyciaganiu "grata". Nawet Adrian i reszta bialych nosili jakies belki. Prawdziwe pospolite ruszenie, albo inaczej - ludzka solidarnosc! Po ponad 30 min. udalo sie przejechac most. Ufff...
Po drodze zlapal nas juz zmrok, na wysokosci ponad 4000m npm widzielismy zachod slonca i chmury, ale... pod nami. (jak pasazerowie samolotu:), wrazenia niesamowite.
Gdy tylko dojechalismy do gor skonczyl sie upal i powialo chlodem po skarpetach. Teraz kolejne dni spedzimy juz w gorach, powyzej 3000m.
Dojechalismy po 12 godz. prawie pod sam hotel. Droga przez Santa Maria i Teresa jest absorbujaca i jakby nie liczyc trwa 12 godz., ale to kolejna przygoda, ktora na pewno warto przezyc, jesli ma sie o 1, 2 dni wiecej na zdobycie Machu Picchu.
Cieszymy sie, ze tak nam sie udalo z transpotrem. Kolejna dobra rada: nigdy nie tracic nadziei na wydostanie sie z "czarnej d...". Trzeba sie pytac nawet w busach z biur turystycznych.
A wieczorem... jedno piwko, karty, rzeski pokoj i spac, bo dluga droga za nami...
an
ps
Ela,Krzys dziekujemy za pomoc w skompletwaniu apteczki, czyni cuda:)