Oj jak trudno bylo wstac, bo zimno, bo noc za krotka...
Jemy "malyszowa buleczke", bardzo popularna w naszym duecie, tj. banana z sucha bula i idziemy na miasto kupic wycieczke na Solar de Uyuni, pustynie solna. Agencji w miescie jest duzo, trasa wycieczki zawsze taka sama jest, wazne jest, aby zalapac sie na troche lepszy samochod, bo nawet jedzenie jest takie same dla wszystkich. Wiemy ze wycieczki ruszaja kolo 11, wiec mamy chwile aby to zalatwic i cos porzadnego upolowac.
Placimy za wycieczke po 67$ za osobe ( w sezonie 100$ to norma) po malym targowaniu. Jak to w Boliwii bywa, auto ze zdjecia okazalo sie innym autem niz w rzeczywistosci mielismy jechac.. Jedziemy wiec dosc zdezolowana toyota 4x4, 6 turystow i kierowca. Adrian wyrazil swoje niezadowolenie w biurze na temat auta. Moze takie sygnaly dadza im troche do myslenia w temacie bajerowania bialych? Ruszylismy z ponad godzinnym opoznieniem z powodu awarii innego auta - to cala Ameryka Lacinska. Moze jednak czasami trzeba im powiedziec ze " wala nas w bambuko", ze nie sa w porzadku, to moze troche zaczna nas, bialych szanowac.
Ruszylismy. Ja i Adrian, 2 Francuzow studentow (nawet mili i sympatyczni, Sara z Peru, pani z Argentyny o imieniu nie do powtorzenia i kierowca Don Wiktor, starszy pan, bardzo skromny i poczciwy.
Pierwszy etap to "Cmentarz pociagow", wielkie zlomowisko nie uzywanych juz parowozow, ktore kiedys byly bardzo eksploatowane na trasie do Chile.
Kolejny etap to Solar de Uyuni, jedno z piekniejszych miejsc na ziemi, ktore widzialam. To solna pustynia powstala po wyschnieciu jeziora. Jej powierzchnia liczy 12000 km2, a na glebokosci do 7 m znajduje sie sol, ktora sie wydobywa. Wrazenie jest takie jakby czlowiek stanal na srodku zamarznietego morza, a po horyzont tylko biel, sol, slonce i tyyyyyle pieknoty! W porze deszczowej solar pokryty jest woda i wtedy niebo odbija sie w tafli wody powodujac jeszcze ciekawsze zludzenia. Koniecznie trzeba miec na glowie czapke i okulary sloneczne, bo slonce dokucza dosc mocno. Porobilismy smieszne zdjecia, gdyz na solarze nie ma punktow odniesienia do fotografowanej osoby.
Kolejny etap to Isla de Pescados, powulkaniczne wzgorze, ciemna plama na solarze, ktora wyglada jak wyspa. A na niej rosna tysiace kaktusow, niektore mialy tabliczki opisujace ich wiek, mialy po 200, 300, nawet 900 lat! Przy wyspie mielismy smaczny obiad, tak samo jak inne grupy.
Poznym popoludniem dojechalismy do wioski, gdzie byl nasz skromny, solny hotelik. Sciany, podloga, lozka byly z soli. Wioska mala, posrodku pustyni, a w niej byl kosciolek, boisko, sklepik i pare domow. Po zachodzie slonca bardzo sie ochlodzilo, zjedlismy ciepla kolacje, pogadalismy o naszych krajach, planach, zyciu.. a ze o 21 zgaslo swiatlo poszlismy wczesnie spac. Trzeba naladowac nasze agregaty po takim dniu pieknoty. Na szczescie jak zamkne oczy, to wszysto znowu widze, tyyyyle pieknoty:))))