Spaliśmy snem spokojnym, mocnym. W nocy lało - czyli noc jak noc…
Jemy śniadanie i idziemy kupić bilety na samolot do Bangkoku i trekking na czwartek, w góry. Po drodze obserwujemy ludzi i miasto.
Każde miejsce na świecie kreuje jakąś modę, na ciuchy, zachowania itd. W tym rejonie Azji modne jest noszenie długich paznokci u rąk i nóg, zarówno przez kobiety jak i mężczyzn, nawet mnichów. Na dodatek jeszcze wypiłowanych w szpic, na tzw. szpony. Dla nas nie ma to walorów estetycznych, wręcz jest szokujące, kojarzy się z wampirami…Nasz obecny gospodarz, młody chłopak, ma 3 centymetrowe paznokcie u kciuka prawej ręki i 2 centymetrowe w małym palcu u lewej. Kobiety (oszalałe) piłują w szpic paznokcie u stóp, co powoduje ich wrastanie i nie wygląda ładnie…Nawet spotkany Mnicho w Kambodży miał się czym pochwalić w tym temacie tj. długością paznokci na kciukach.
Nie wiemy też co myśleć o lokalnych kotkach, tu w Laosie. Na Si Phon Don wszystkie kotki miały połamane lub obcięte ogony, nie wiemy do dzis dlaczego. Tutaj w Luang Prabang tez jest dużo kotków, ale ogony maja w lepszym stanie. Nie wiemy czy to okaleczanie ma na celu walory estetyczne (dla nas wątpliwe) czy uniemożliwienie skakania po dachach. Trudno mi to zrozumieć…
Generalnie mało tu zwierząt, tzw. domowych. Psów jest bardzo mało, trochę bezdomnych, a na uwiężi widzieliśmy tylko w Phnom Phen. I raz widzieliśmy coś jakby pudelka na spacerze z jakimś starszym panem.
Po południu wybraliśmy się na małą wycieczkę nad wodospad. Daleko od miasta, około 30 km, pośród dżungli. Wodospad ładny, ale dość mały. Wdrapaliśmy się nawet na szczyt góry z której wypływał, niezły wysiłek, piękne widoki, ale największe wrażenie zrobiła na nas dżungla, w której łatwo się zgubić i tak trudna do przebycia. Dla mnie to kolejny żywioł, po wodzie i pustyni.
Po przepierdzielce po górach zaleglismy nad rzeczką. Adziu próbował nawet popływać. Jak dla mnie zbyt zimna woda. Potrzebny był nam taki dzień leniuchowania, tym bardziej, że ciągle boli nas głowa. Po trzech godzinach relaksu wracamy do Luang Prabang.
Idziemy znowu na kolację do Indyjczyka. Kolejny wyjazd będzie chyba do Indii. Wracamy spacerkiem przez nocny targ do naszego „domu” nad rzeką, znowu jesteśmy przemęczeni. Szybko usypiam i śni mi się dżungla…