Co się świeci...
Jak czytałam o Cyprze, wpadła mi w ucho nazwa miejscowości: Famagusta - bardzo chciałam tam pojechać. Nie wiem dlaczego, ale nazwa wpadła mi w ucho i natrętnie przypominała o sobie. Nie było odwrotu, musieliśmy tam zajechać. Niestety miejscowość nas rozczarowała, miasto portowe, mało ciekawe, jedynie zainteresował nas piękny kościół gotycki "przerobiony" na meczet. Trochę mnie to zirytowało, ale cóż... Długie mury okalające stare miasto, przypominały o długiej historii Famagusty i.. nic więcej ciekawego...
Nie wszystko złoto co się świeci: piękna nazwa plus moje wyobrażenia narobiły nam tylko smaku na zobaczenie czegoś super.
Mieliśmy za to sporo problemów ze znalezieniem hotelu, bo albo nora w towarzystwie robotników i śmiercionośny zapach starych skarpetek na korytarzu, albo pełen wypas z Ruską Mafią w towarzystwie...
Pojechaliśmy na północ za miasto i po długich poszukiwaniach znaleźliśmy super spanie za 30E: z widokiem na morze, tarasem, aneksem kuchennym i towarzystwem lokalnych psów, które musiałam nakarmić:)
Ależ my jesteśmy łasuchy - jemy smakowitości w tureckich knajpach, zapijamy się ayranem i kawą po turecku. Jest pięknie:)
Wokół cisza i spokój, to nawet jeszcze nie przednówek, 95% hoteli jest pozamykanych: na plażach bałagan, śmieci, śmieci i śmieci. Kurcze, a nad nami ciągle słońce i błękitne niebo. Pomoczyliśmy nogi, ale kapać nam się nie chciało.
A wieczorem, taras i rozgrywki karciane i cisza taka, że aż przeraża.