Noc gorąca, pomimo wściekłego wentylatora nie dało się spać, pobudka o 5.30- miłe rozpoczęcie urlopu, w naszym stylu, dodam.
Dworzec kolejowy jest wielki, wokół mnóstwo ludzi, kilkanaście peronów i zapach, który powala (w przenośni i dosłownie).Na torach znajduje się wszystko i śmierdzi niemiłosiernie, wręcz zatyka. Szokujące jest zderzenie starego z nowym, tzn. stare fasady, obdrapane ściany, taczki z desek do przewożenia towarów i supernowoczesne wyświetlacze, informujące o tym jaki pociąg, ba jaki wagon staje w danym miejscu, godz. odjazdu itd.
I teraz zaczyna się historia rzeka, o pociągu i o naszej podróży nim. Jest 7 klas pociągów, my jechaliśmy średnia klasą, tzw sleeper, czyli po naszemu kuszetką bez przedziałów. Cena wyniosła 14$ za nas, za dystans 760 km. Dość czysto, ludzie bardzo życzliwi, a toaleta w takim stanie jak w polskiej PKP, w przewozach regionalnych. W pociągu panuje ciągły ruch, obsługa nie pozwoliła nam się nudzić, co chwilę kusili nas kolejnymi przekąskami, deserami, obiadkami, napojami w niskich cenach. Lokalesi choć mieli ze sobą termosy, bigosy i inne dania też kusili się na to, co oferowała obsługa. Chłopaki dwoili się i troili…
W sleeperach zamiast klimy są wentylatory, które skutecznie radzą sobie ze stojącym, gorącym powietrzem. Wszystkie okna są otwarte i zakratowane. Dlatego też indyjskie pociągi są takie bezpieczne, nie można z nich wypaść przez oknoJ Ale mozna wypasc przez drzwi, ktore sa ciagkle otwarte i w ktorych ciagle ktos przesiaduje, wisi podczas jazdy.Nasz pociąg miał opóźnienie, jak większość zresztą. Jechaliśmy 15 godzin, co najbardziej dokuczało już naszym tyłkom. Nikt nie wiedział na którą dojedziemy, bo opóźnienia są nieprzewidywalne, raz 2 godziny innym razem 5 godzin. Dostawaliśmy kota, z nudów. Twarde siedzenia uwierały w tyłki, spać się nie dało przez nawoływania obsługi pociągu, co nowego mają w ofercie… W jednym z wagonów jest kuchnia i oni przygotowują te wszystkie frykasy na miejscu. Nam smakowało to i owo;) Chlopaki z Warsu polskiego moga przyjechac tu na praktyki i wiele sie nauczyc. Wszystkie dania podawane byly w jednorazowych pojemnikach i wszycy ludzie wyrzucali je...przez okno. Poczatkowo kolekcjomowalismy smieci, ale juz nie mielismy ich gdzie trzymac i uleglismy tlumowi. Zle sie z tym czujemy, kupimy worki na smieci i bedziemy manifestowac sortowanie, tu tez:)
Obok nas siedzieli Finowie, sympatyczni, kolorowi (hipisi?) którzy jechali na Goa przezimować, bo przecież u nich za chwile Mikołaj saniami będzie śmigał. Lat razem mieli ponad 150, Panie po 60 i chlopak mlodszy, ale bardzo okolczykowany. Polecili nam inną plażę, niż planowaliśmy. I tak oto wylądowaliśmy w Baga, wśród innych wolnych i niezależnych, zimujących białych. Pomimo 12 w nocy, pierwszą oferta którą otrzymaliśmy dotyczyła trawy… Masakra.
Zmęczeni jesteśmy jak cholera, ale zadowoleni. Do morza mamy blisko, pokój przyzwoity, zobaczymy rano jakie inne klimaty nas zachwycą. Idziemy spać.