Dziś kolejny dzień pełen słońca. Tu pełne lato wg nas, choć dla ludzi tu mieszkających pachnie juz zima... Co za nie sprawiedliwość losu. Naprawdę moglabym żyć w Polsce tropikalnej.... A nie umiarkowanej, eeeh marzenia. Zajechalismy do Tarify, to najbardziej wysunięty na południe kawałek Europy. To właśnie tam stykają się wody Oceanu Atlantyckiego i Morza Śródziemnego. Miejsce piękne i urocze gdyby nie małe "ale"... Wieje niemiłosiernie. Dla nas to był huragan na miarę Ksawerego... Dla ludzi tam mieszkających to codzienność. Jestem pod wrażeniem. Przeszliśmy na południowy cypel i byliśmy wytargani przez wiatr, przemoczeni przez przewalające się fale, zapiaszczeni przez fruwajacy piasek ale zachwyceni. Kurde niewiele potrzeba nam do szczęścia, tym bardziej że po drodze były jeszcze bunkry....
Na wodzie byli kejtserferzy, odważni ludzie, z wody wyszli nurkowie (takie zielone ludziki, czy też tu dotarli?) więc atrakcji nie brakowało. Piasek to będziemy wytrzepywac pewnie jeszcze przez kolejne tygodnie.
Później w naszych planach był Gibraltar. Wystalismy się w kolejce na granicy, ponad pół godziny. Skała jest.... co najmniej dziwna. Jest naprawdę ciasno i mało miejsca, wszystko mini. Najlepiej zostawić auto na miejskim bezpłatnym parkingu, a dalej poruszać się pieszo lub autobusem. My trochę pojeździlismy autem, trochę pochodzilismy. Uroczy zakątek świata tym bardziej że jest tam strefa wolnoclowa. Niemal wszyscy turyści chodzą z reklamowkami... Ceny podane są w € i £. My zatankowalismy też auto, bo benzyna była dużo tańsza.
Z cen to np. kawa z ciastkiem kosztowała 1£... Szaleństwo.
Dla Anglików to na pewno raj ze wzgledu na pogodę, dla mnie zbyt ciasno i rzeklabym że przytłaczająco. Z ulga odetchnelam w Hiszpanii, bo na brak przestrzeni to nie można tam narzekać.
Byliśmy też na Europa Point, gdzie znajduje się pomnik ku pamięci generała Sikorskiego i ofiar samolotu którym leciał. Chyba widać trochę Afrykę, ale była lekka mgła więc my nie widzieliśmy. Na wzgórze nie doszlismy, nie było nam po drodze a i chyba nie chciało nam się a małpy to będziemy mieć juz za dwa dni.
Potem droga do Malagi. Przeplatają się dwie autostrady, płatna i bezpłatna. Oczywiście naszą ambicja było aby przejechać tak, aby nie płacić. Udało się, ale były lekkie spięcia na linii kierowca- pilot. Atmosfera była jak u rzeźnika, trochę mięsa polecialo... Adrian wczesniej wydrukował plan podroży z google, a każdy wie jak oni opisują rzeczywistość :-)
Mamy lekki problem nadal z dodawaniem fotek. Pracujemy jeszcze nad tym, do końca wyjazdu na pewno cos wymyślimy :-) w ostateczności fotki bedziemy dodawać w kawiarenkach internetowych. W związku z tym musimy pozostawić Was jeszcze w lekkiej niepewności odnośnie naszego towarzysza podroży. Ma się świetnie i pozdrawia wszystkich którzy o nas czytają.
Dobra, koncze to pisanie bo tu już ciemna noc. Jutro zrywamy się po 6 i jedziemy na lotnisko. Kierunek Gwatemala, koniec kultury i luzu, zacznie się przygoda i walka ze sobą, z lenistwem, pogodą, ludźmi, robakami i długo można by tak pisać. Starczy tej nudy!