Jedziemy do Afryki a w domu Sajgon jak w Wietnamie, ja nie wiem jak mozna uporac sie bez balaganu w domu podczas pakowania.
Juz nie wspomne o tysiacu dylematow co zabrac a co nie, co sie sprawdzilo a co nie. Ten wyjazd jest troche inny bo wypozyczamy auto i teoretycznie mozemy pozwolic sobie na wiecej... ale i tak bylismy rozsadni.
Noc za krotka aby sie wyspac a podroz dluga. Od 5:30 jestesmy na nogach, czyli zacnie jak na urlopie, a my dopiero, a moze juz, w Londynie.
Jestesmy w trojke, tym razem bez niespodzianek choc w Warszawie Przytulasek pokazal paszport na odprawie, ale zdjecia nie pozwolili juz zrobic, co innego krolowa angielska....gdzie Przytulas zalapal sie nawet na male spotkanie tj audiencje. Tradycyjnie geoblog ma w nosie uzytkownikow smartfonow i problem jest z dodawaniem zdjec.
Niedlugo wsiadamy do kolejnego samolotu i wreszcie bez przesiadek lecimy w strone lata.
Przez najblizsze dni moze byc slabo z internetem bo bedziemy w Parku Krugera, ale na pewno niebawem sie odezwiemy.