Jestesmy bardzo zmeczeni po tym dluuugim dniu. Na dzien dobry (choc to juz wieczor i zmierzchalo), mamy problem ze znalezieniem noclegu, bo chcemy aby bylo tanio. Na dobicie przeszlismy pol miasta z plecakami, a tu gory sa nadal. Wreszcie udalo sie, za 11$ w centrum z ciepla woda (ktora wreszcie jest na prawde ciepla). Potem rajd w poszukiwaniu obiado-kolacji, znowu pol miasta... W rezultacie kupujemy na ulicy super danie w woreczku:2 kartofle, 3 lyzki kukurydzy, pol jajka lyzeczka skwarkow ( i powinnam dodac 2 oddechy nietoperza aby bylo bardziej po szamansku:) i 1 $ za nas...
Idziemy jeszcze troche sie poszwendac, bo Cuenca jest piekna! Stare misto odremontowane, kolonialne, z setkami sklepow, zadbane, czyste. Jestesmy pod wrazeniem. Zachodzimy jeszcze na lody, gdzie 1 galka jest tak duza jak 3 w Polsce:) i wracamy do hotelu. Lapie nas deszcz i w ramach rozrywki stanelismy pod jakims balkonem (ktorych sa tu setki) aby sie zatrzymac... No wlasnie, wreszcie jest czas aby nie pedzic, widziec krople deszczu, ktore spadajac na ulice zamieniaja sie w banki, poczuc zapach chodnika, miasta po deszczu i jesc lody, cieszac sie z malych rzeczy...
Male rzeczy, jak trudno dostrzec je w naszym swiecie w domu. Ciagle zaganiani, nie wiem po co, nie wiem czemu, szukajacy szczescia w tym biegu, jakby szczescie mialo nam uciec. Wcale tak nie jest, to wlasnie drobne rzeczy, male rzeczy sa pierwszym krokiem do szczescia, do zauwazenia jak niesamowity jest swiat i zycie. Drobne rzeczy sa na wyciagniecie dloni, zuwazenie drobnych rzeczy nic nie kosztuje a powoduje, ze czlowiek sie usmiecha, tak po prostu, zwyczajnie... pierwszy krok do szczescia....
an