Spalo sie baaardzo dobrze. Chodzimy spac z kurami, wstajemy z kogutem. To juz chyba demencja starcza i czas na emeryture:), Adrian w nocy lykal leki, zapowiadal sie ciezki dzien...zebralismy sie po 6, bo chcielismy jak najkrocej isc w sloncu. To bylo jedno z najciezszych podejsc w naszym zyciu. 1000m na pionowej scianie po drozce idacej zakosami. To nie bylo trudne podejscie, tylko dlugie, a my bylismy chorzy, z gorączką... Jesli ktos chce, moze wynajac mula, my postanowilismy pomeczyc sie sami. Dlugo szlismy, ciezko bylo, ale doszlismy.Nie wiedziałam że będzie mi tak ciężko.Na mule zreszta bym się chyba nie utrzymała. Adrian mial już mocno zaawansowaną anginę, zaczął brać antybiotyki, stracił głos. Mnie bolało gardło, ale byłam w lepszym stanie niż on. Walczyliśmy ze sobą, ze swoim ciałem, płucami. Jeszcze 10 kroków i przytanek na parę oddechów, jeszcze 10 kroków i przystanek. Kazdy sam ze swoimi myslami, szukajc sil w sobie, walczac z chorym cialem... Ostatnie 30 min zrobilismy prawie biegiem )nie wiem jakim cudem w tym stanie, aby zdazyc na autobus. Okazalo sie jednak, ze autobus o 11.30 nie pojedzie, tylko dopiero o 14. Miejscowi tez sie troche zagotowali, nie mniej niz my.... I tak przesiedzielismy 2,5 godziny na rynku, obserwujac zycie miejscowych ludzi, zwanych Cabanos. Kobiety chodza w kolorowych, ludowych strojach, na glowach maja haftowane kapelusze. Panowie, jak to zwykle w Peru, wypadaja szaro.
Czas leniwie plynal, my odpoczywalismy, a wokol cisza i spokoj. Dzis na szlaku zjedlismy trzecia konserwe, ktora przywiezlismy z Polski (pierwsza na Amazonce, druga na Machu Picchu): Byla przesmaczna i szkoda, ze to juz ostatnia.
Probujemy doczyscic sie po naszej wedrowce. Zapylone buty, spodnie, trudno doprowadzic do porzadku. Widac kto wraca ze szlaku, bo tonie w szarym pyle.
Musimy zajechac do Chivay, bo zostawilismy tam troche gratow, ktorych nie chcielismy taszczyc do Kanionu.. A przez to, ze wylecial nam autobus o 11,30 nie udalo nam sie zlapac autobusu do Arequipy. Jestesmy skazani na kolejny nocleg w Chivay. Tym razem przykladamy sie w poszukiwaniach hotelu z prawdziwie ciepla woda. Udalo sie - Hotel Dawid. To byl naprawde porzadny prysznic z cieeepla woda. Potrzebowalismy go bardzo. Jestesmy przeziebieni i musimy sie teraz troche oszczedzac i nie szalec. Lykamy lekarstwa... probujemy zrobic cos na internecie, bo mamy duze zaleglosci, ale chodzi tak wolno, ze po 15 min. rezygnujemy. Nie mamy sily ani cierpliwosci. Idziemy spac, znowu z kurami.
Jesli ktos planuje samodzielnie wybrac sie do Kanionu Colca, to jest to mozliwe. Wazne, aby zdobyc jakas mape ( w Cabanaconde sie udalo) choc ich jakosc, zachowanie skali jest marnej jakosci. My nie trafilismy na nikogo, kto mogl nam cokolwiek wytlumaczyc po angielsku. Zreszta ci ludzie za bardzo nie maja checi nic tlumaczyc, bo namawiaja na przewodnika. Na kanion trzeba przeznaczyc 3-5 dni. Szlaki nie sa oznaczone, ale jak jest sie na wlasciwym to trudno zgubic droge, bo jest "oznaczony" odchodami mulow. Trzeba miec jeszcze duzy zapas wody. Zaluje, ze moglismy spedzic tu tak malo czasu, ale terminy mamy napiete, wiec ruszamy dalej, przed siebie...