jestesmy cali w buszu, wszystko ok. jest cudem ze znalezlismy dostep do netu i to bardzo drogi. wokol nas ludzie z dzidami i w skorach. jestesmy zachwyceni. Wiecej dopiszemy jak wrocimy do adis.
Dziekujemy za wszystkie komentarze, ktore dodaja nam otuchy, szczegolnie po dniu w aucie bez klimy i jezdzie przez busz bez asfaltu ;)
nasze telefony moga na razie tylko przyjmowac sms. nie mozemy nic wysylac, cholera wie czemu. Moze z goraca. Adriana telefon juz dziala.
Rano ruszylismy do wioski Key Afar, szybko skonczyl sie asfalt i zaczela sie wolna afrykanka... Jestesmy zachwyceni tym, co dzis zobaczylismy a mianowicie ludzi z roznych plemion, kolorowych i bajecznych. Widzielismy ich zwykle zycie bez cepeliady i napinania sie na turystow. Widzielismy ludzi z plemion Hamerow i Banna, bardzo zyczliwi i usmiechnieci. Ludzie Ci byli tak egzotyczni dla nas, ze szok, bardziej niz banany w czasach komuny.
Hamerowie sa bardzo kolorowi, mezczyzni ubrani sa w spodniczki (krotkie), maja na sobie mnostwo ozdob z koralikow, i w reku taborecik maly - do siedzenia lub do spania - jako podglowek. Kobiety na glowach nosza czasami polowki buklakow z tykwy, ktore moga sluzyc jako naczynia lub jako kask chroniacy fryzury przed deszczem. Kobiety maja na glowie warkoczyki posmarowane na kolor brazowy papka z tluszczu zwierzecego i farbki. Zapach lekko poraza, bo przeciez maslo trzyma sie w lodowce, a nie na glowie.
Najwiecej ludzi widzielismy na targu, jak smiali sie, rozmawiali, sprzedawali i kupowali wszystko co potrzebne im do zycia - mleko, krew krowia, ziarna, pierdoly wszelakie. Najbardziej jednak smieszne bylo polaczenie ich tradycyjnych strojow z ubraniami jakie my nosimy. A jeszcze dodatkowo uzywali do ozdob roznych dynksow, typu bransoletka od zegarka na srodku czola, kolczyki z dynksow od puszki coca coli, stary kompas na szyi itd. itd.
Znowu wisialy na nas dzieci i prosily o kase. Trudne to chwile, by byc asertywnym.
Poznym popoludniem dotarlismy do Jinka, mielismy problemy ze znalezieniem hotelu w przyzwoitej cenie. Wybralismy najtanszy z najdrozszych, nie ma zo gadac - zaglebie turystyczne. Podatek od bialej twarzy trzeba placic.
Jinka jest to niezla wiocha z wielkim placem na srodku miejscowosci, ktory w porze suchej robi za ladowisko. A wokol ludzie, krowy i zwykle zycie, ktore zamiera pare razy w tygodniu jak laduje awionetka.
Czesto nie ma wody, bo nie ma pradu. I tak jestem w szoku ze powstalo tu takie miasto, w srodku buszu wsrod tych wszystkich plemion.
Wieczor byl romantyczny, przy swiecach, bo wylaczyli prad, bezcenne:)))