Im dalej na poludnie tym bardziej zmieniaja sie fryzury ludzi, tym bardziej jest cieplej i bardziej sa wyboiste drogi.
Dzis pojechalismy do Dimeki na targ, aby znowu poogladac ludzi z roznych plemion. To zderzenie ludzi z plemion zachwyca, rozsmiesza, bawi.... Tutaj ludzie sa bardziej roszczeniowi w kwestii placenia za zdjecia portretowe, oczywiscie wszelakie porozumiewanie sie odbywa sie na migi i to duze migi.
Po drodze do Dimeki czesto mijalismy ludzi ktorzy wyciagali do nas rece w gescie-daj, a nie pozdrawiania. Dzieci nawet w pewnym momencie rzucily w samochod kamieniem, trafily w auto, ale nie wybily szyby. Wondu sie wkurzyl i nakrzyczal na nie, ale pewnie i tak niewiele to pomoze. Tak nakreca sie spirala niezyczliwosci, bialy pokazal ze moze cos dac, potem nie dal, a potem prezestali go lubic,rzucili kamieniem, bialy przestal lubic czarnych, bo rzucili kamieniem i tyle!
Pomimo wszystko to bardzo ciekawe doswiadczenie byc tak blisko ludzi z plemion. Nie jest to skansen, ani cepeliada, ale ich prawdziwe zycie, ich prawdziwe miejsce na ziemi. Tylko tak bardzo smieszy kiedy lacza swoje zycie z nowoczesnoscia. Kobiety w skorach ida z reklamowka...
Poznym popoludniem dojechalismy do Turmi, w srodek buszu. Wioska z duzym skrzyzowaniem, ktora radzi sobie dzieki malej infrastrukturze pod turystow ktorzy sie tu zatrzymuja.
My dzis placimy za pokoj z prysznicem doslownie (nie mylic z lazienka:), ktory nie dziala az 100 br i pomimo tego, ze nie bedzie dzialal ani dzis ani jutro, nizszej ceny nie dalo sie wynegocjowac. Prysznic jest tez ogolnodostepny i toaleta tez. Przejdzie ona do historii jako naj-, i nie musze dodawac ze nie jest to kategoria najlepsze:)
Naszym najwiekszym dzis dokonaniem jest wykapanie sie w 1,5 l wody razem. Mozna i to bez wiekszego problemu, tylko troche dobrego nastawienia potrzeba. Mielismy ze soba tzw. wode techniczna - bo nigdy nie wiadomo do czego i kiedy moze sie ona przydac. Temperatura powoduje podpiekanie kuperkow, a zapachy nie sa smakowite po calym dniu. Juz nie mowie o codziennym praniu...
Pochodzilismy po wiosce, porobilismy foty, m.in. z mlodymi hamerkami za 2br, bo nic nie ma za darmo, ale wciela sie do zdjecia jeszcze babcia, ktorej foty wcale nie chcielismy robic i afera ze jej tez mamy placic. Kurde ciagle trzeba placic za cos czego sie nie chce, bo teraz babcia wlazla w kadr! a jeszcze na dodatek zamknela oczy i zdjecie jest do bani!
Dziewczyny tradycyjnie byly wysmarowane ta swoja mazia, tak sie przytulily do mnie do zdjecia, ze do konca dnia smrodek starego maselka ciagnal sie za mna smakowicie.
W Etiopii nic sie nie marnuje. Na drogach nie widac smieci, wszystko sie wykorzystuje, Puste plastikowe butelki sprzedaje sie nawet w sklepach, a juz nie mowie o puszkach, przerabianych np. na sita czy innych pomyslach typu sandaly z opon samochodowych.
Wczoraj w Jinka w srodku wioski widzielismy w rzece cala zdechla krowe, dzis juz jej tam nie bylo, pewnie juz sie do czegos przydala. Nie ma jeszcze zalewu chinskiej tandety - na szczescie.
Ludzie w Etiopii witaja sie smiesznie. Podaja sobie prawe dlonie, a potem stukaja sie 3 razy prawym ramieniem.
Za naszym oknem chodzi agregat pradotworczy, w tle na caly regulator lokalna muza, glosno jak cholera, lup, lup, lup, liczymy kolejne robaki w pokoju ktore tez maja rezerwacje, zapowiada sie dluga nocka z modliszka i karaluchem...