Po 7 rano wyjechalismy do kolejnej wioski - Omorate. Po drodze widzielismy sporo roznych zwierzakow, ptakow i panow z kalaszami i innymi grzmiacymi kijami(potrzebnymi niby do ochrony krow;). Przeprawilismy sie na druga strone rzeki Omo. Ja juz nie bede sie rozpisywac ze prawie dostalam zawalu, bo my w malym kanu z jednego pnia, prad jak cholera, rzeka szeroka. dla mnie masakra, ale wieksza masakra czekala po drugiej stronie rzeki... juz czekal na nas komitet powitalny - tabun dzieciaczkow, strasznie mile, ale mega wiszace na nas, dziesiatki raczek lapaly, cigle nas, bylismy po 3 minutach czarni... Bylismy z przewodnikiem, ktory jak sobie o nas przypomnial to staral sie doprowadzac dzieciaki do porzadku. Za wstep placilismy 50 br dla szefa wiochy, ktory zalegal w cieniu, a potem kolejne biry i mydelka (to pomysl Adriana - w kazdym hotelu daja mydelko zapakowane w kolorowy papierek) za zdjecia ktore robilismy.
Gdyby mogli, gdyby chcieli - to by pewnie nas zjedli. Troche juz widzielismy tu i tam, ale to co zobaczylismy, to bylo dla nas zaskoczenie. Chaty zrobione z niczego, z desek, smieci, drewna, patykow, jak na jakim filmie fantastycznym o zagladzie ziemi i ci ludzie ktorzy tlumnie szli za nami, dotykali nas i prosili aby zrobic im zdjecie i zaplacic. masakra. Moglibysmy przepuscic w tej jednej wiosce cala nasza kase. Nie przybywaja tu tak masowo turysci jak do Jinki, a na dodatek plemie to jest wyjatkowo biedne.
To bylo trudne doswiadczenie, bo wioska, ludzie bardzo biedni i najbardziej histeryczni. zrobilismy pare zdjec i mielismy dosc tych odwiedzin. Wracajac z wioski pod jedna z chat lezala dziewczynka, byla chora, ale nikt sie nia nie interesowal, wszyscy przechodzili nad nia, szok. Kompletnie zero zainteresowania. Moze to jest po czesci tak, ze kazdy mysli glownie, najpierw tylko o sobie, bo stawka jest zycie, przetrwanie...
Kobiety mialy na glowach opaski, a na nie nawleczone byly kapsle od piwa, coli. Jedna z dziewczyn miala na srodku czola bransoletke od zegarka, ubrane byly tylko w przepaski, nikt nie mial butow, nawet tych najtanszych z opon, szok.
Etiopia to nie jest kraj dla wrazliwych osob, czesto trzeba zaciskac zeby i isc przed siebie, bo i tak nie mamy mozliwosci pomoc tym wszystkim napotkanym ludziom. Wciaz sie rozmawia nt. pomocy Afryce, tak trudno znalezc dobre rozwiazanie.
Rzeka Omo zrobila na mnie duze wrazenie, wielka i grozna. Tak bardzo chcialam ja zobaczyc i udalo sie, duzo mam teraz w glowie innych emocji w zwiazku z odwiedzeniem tego plemiona.
Kolejny etap to juz powrot przez Arbore do Karat Konso. Pozegnalismy doline Omo, pewnie na zawsze. To wielkie przezycie i wiele emocji widziec wciaz zyjace plemiona, wolne i dzikie wciaz w naszych czasach. Niestety wszystko staje sie mocno komercyjne, nie mozna zrobic zdjecia bez placenia. Wszystko w Omo jest drozsze, hotele, jedzenie, przewodnicy, wstepy. To wszystko poteguje jeszcze koszty wyprawy. Ale pomimo wszystko warto, zyjemy na jednej planecie, a przez ostatnie pare dni, wydawalo mi sie ze jestesmy na innej planecie. To cudowne doznanie, patrzec na tych ludzi. Mam nadzieje ze sa szczesliwi!
W hotelu juz zrobilismy pranie, padnieci jestesmy, bo caly dzien w aucie, w upale. Z kosmetyczki wylazl karaluch, o cholera! slabo mi sie zrobilo, wszystko teraz bede miec o smaku karalucha, ups..
Po drodze widzielismy na drodze wieeelkiego martwego pytona, co tam karaluch na moim lozku, taki waz na drodze to dopiero wyzwanie:)