Lało całą noc, ściana deszczu, niekończąca się. W Indiach nic nie można określić jednym słowem, jednym przymiotnikiem. To nie jest kraj szarości. To kraj palety barw, palety smaków… Jeśli coś jest pikantne - to jara na maxa, jak coś brzydko pachnie - to śmierdzi i cuchnie niemiłosiernie, jak pada deszcz - to leje i zalewa okrutna ulewa, jeśli jakieś sari jest ładne - to jest bajecznie kolorowe i śliczne. Indie to kraj dosadnych, maksymalnych określeń. To kraj, który całą dobę bombarduje wszystkie nasze zmysły i nie pozwala ani na chwilę ich wyłączyć. Danie nigdy nie ma jednego smaku, nie możemy powiedzieć, że coś jest tylko słone. To mozaika smaków. Coś jest słone, ale jednocześnie kwaśne lub pikantne i słodkie.
Dziś jest mało słoneczna pogoda. Sprawdzaliśmy przed wyjazdem ilość dni deszczowych na Goa w październiku, podane było 5 dni, więc chyba akurat w te 5 się wstrzeliliśmy Trochę szkoda, ale mamy luza. Jest ciepło, ponad 30 st. i wszyscy się kąpią. Hindusom kompletnie nie zależy na opaleniźnie, a nam tylko trochę. Na plaży, przy głównym zejściu do morza, setki miejscowych korzystają z atrakcji wodnych. Kolejki do łódek, bananów, skuterów są kilometrowe. Nie przeszkadza duża fala, łódki pływają pomiędzy kąpiącymi się ludźmi, bez zachowania jakichkolwiek środków ostrożności, bezpieczeństwa. Ola, ja pamiętam jak mieliście biznes nad morzem, ile było nakazów i zakazów. Ratownicy w amerykańskim stylu, jak ze słonecznego patrolu, próbują okiełznać ten tłum w wodzie. Mają oczywiście kolorowe koszulki, bojkę przewieszoną przez ramię, słoneczne okulary twardziela i gwizdek. Przez to mają też mocne płuca, bo dużo się ruszają i gwiżdżą ciągle i nieustannie. Mają chłopaki władzę na plaży.
Bardzo podoba nam się również łączenie kultur i wierzeń. Tutejsze okolice należały kiedyś do Portugalczyków. Pozostały po nich urocze kościoły i wiara. Mieszka tu większość chrześcijan z Indii. Często widzimy więc krzyże lub obrazki Jezusa przystrojone kwiatami. W hinduizmie składa się w ofierze kwiaty bogom i tak też się robi, z rozpędu w chrześcijaństwie. Pięknie wygląda Jezusek w nagietkach
Kupiliśmy wczoraj bilet do Delhi na samolot, bo jazda pociągiem trwałaby ponad 40 godzin, czyli 2 doby, bez opóźnienia. Szkoda nam czasu i dlatego w poniedziałek lecimy na płn. Mamy już dużo większy szacunek do Indii. Ostatnio przejechaliśmy ponad 700km (co widać na mapie na geoblogu) przez 15 godz. (tak jak w Polsce na trasie Szczecin- Przemyśl, najdłuższej chyba w kraju) a był to raptem promil w odległościach które musimy tu pokonać. Tu odległości należy liczyć w setkach kilometrów, a potem przeliczać na dziesiątki godzin. Patrzymy na mapę przez pryzmat naszego kraju i odległości w nim występujących, a to daje błędne wyobrażenie skali. Uczymy się cały czas tak oceniać odległości na naszej mapie, aby realnie planować dalszą podróż.
I cały czas zajadamy się hinduską kuchnią. Cholerka, smakuje nam, bardzo, bardzo, bardzo…
Dziś zapytaliśmy się naszych Gospodarzy, czy możemy zostać 2 godz. dłużej (do 14). Odpowiedź była tak, ale jak dopłacimy 100r. - nie ma przyjaźni, nie ma litości dla białych. Musimy się dużo nauczyć. A hotel jest pusty! Zarobili na nas za 3 noce i my tu tylko śpimy, od rana do nocy nie ma nas w pokoju… Wyśmialiśmy ich, zrobiło im się chyba głupio i pozwolili nam zostać do 13.
Wchodząc do kafejki internetowej Adrian spytał się o cenę odpowiedź była 60r. Dobra drogo, ale chcieliśmy dodać wpisy i fotki na bloga. Wyrobiliśmy się w 30 min, Adrian dał 100r a baba wydała 50 i powiedziała, że nie ma drobnych i więcej nam nie wyda. Adrian, że ma nam oddać jeszcze 20, a ona do nas że 30 min kosztuje 40r! (zawsze jest połowa ceny za godzinę). I wtedy w Adriana wstąpił piorun, tak jej nagadał, że wydała całą resztę, szybciutko, a my wyszliśmy z wielkim białym fochem.
Na pocieszenie, w drodze na plaże zaczepiły nas dwie hinduskie rodziny, aby porobić z nami fotki, spłakałam się ze śmiechu, bo ustawiałam się to z mamą, to z tatą, a to znów z całą rodziną, było miło... Nie ma tu jednego uczucia, nienawidzisz ich, a potem kochasz Mozaika…