Nasz pociąg zaskoczył nas kilka razy; po pierwsze tym, że przyjechał punktualnie, po drugie tym, że jednak po kontroli biletów konduktor znalazł dla nas osobne miejsca, a po trzecie że całą drogę jechaliśmy w piasku, kurzu i pyle, bo droga prowadziła przez pustynię. Wysiedliśmy jak dzieci młynarza, cali zakurzeni na biało.Mieliśmy piasek w oczach, zębach, w glowie. Ja byłam jakos mega rozczochrana od tego piachu, ale zanosilismy się ze śmiechu. Zmęczeni, cali w piasku ale ubawieni, skoro świt na dodatek, bezcenne! Na szczęście czekał na nas Pan z hotelu. Komfortowo, bez zbędnych przepychanek dojechaliśmy do naszego hotelu „Desert”, w forcie. O 5 rano na ulicach było jeszcze cicho i spokojnie, tylko psy watahami i krowy stadami przemierzały wąskie uliczki miasta.
W hotelu wszyscy jeszcze spali, dostaliśmy pokój i czym prędzej położyliśmy się do łóżka. Trochę zmęczyła nas droga z Dżodhpuru. O 10 przenieśliśmy się do innego pokoju. Mamy pokój z widokiem na miasto, jest czysto i skromnie. Nam się podoba. Spotkaliśmy tu Polkę, Anię, która jest tu już od miesiąca. Bardzo sympatycznie nam się rozmawiało o Indiach, mieście i podróżach. Super, kiedy w swoim języku można bez problemu opisać, co się czuje.
Mamy dziś lekkiego lenia, pół dnia czekamy aż się trochę ochłodzi, tzn. zelży upał, bo w dzień jest koszmarnie gorąco. Czas ten wykorzystujemy na pranie i odpoczynek.
Dżajsamler to miasto na pustyni Thar, oaza. Założył je w 1156r Rao Dźajsal. Jest to najstarsze ufortyfikowane żyjące wciąż miasto w Indiach. Kiedyś miasto to leżało na szlaku handlowym. Wielu kupców i handlarzy dorobiło się majątku na handlu przyprawami i materiałami. Poniżej fortu powstawały hawele, czyli rezydencje, które były bogato zdobione, z dużymi ogrodami. Największy zachwyt budzi jednak Złoty Fort, wybudowany ze złotego piaskowca. Zachwyca labiryntem uliczek, nie ma tu ruchu samochodowego, jedynie motory mogą się zmieścić. Problemem dla nas jest omijanie krów, które czasami robią gwałtowny zwrot głową, a tym samym podnoszą nam ciśnienie, bo wydaje nam się, że chcą nas zaatakować. One dobrze wiedzą, jakie maja prawa. Jedyne na co naprawdę trzeba uważać to krowie „miny”.
W forcie działają knajpy, tanie hoteliki, sklepiki, żyją zwykli ludzie. Ich mieszkania są bardzo małe i bardzo skromne. Fort nadal tętni życiem, choć nie spełnia już obronnych funkcji. Znajduje się tu też Pałac Macharadży (pięknie ozdobiony w koronkowe rzeźby), świątynie dzinijskie.
Jedliśmy dziś super obiad – chicken masala tandoori – pycha!!! Kupiliśmy też patchworkową narzutę na łóżko. Ten rejon jest znany właśnie z patchworkowatych wyrobów. Kolorowy zawrót głowy! Tyle tu pięknych rzeczy, wyrobów – wszystko by się chciało kupić - tylko jak to zapakować i na dodatek jeszcze przenosić na własnym garbie ;-)
Wieczorem spotkaliśmy się z naszą koleżanką Anią na dachu hotelu, w restauracji na pogaduchy. Czas zleciał szybko, a jutro jedziemy na pustynię. Trzeba iść spać.