Noc minęła spokojnie, może już koniec naszych problemów? Prawie co rok przeżywamy tę samą historię, gdy zmienia się flora bakteryjna, jest inna woda, inne jedzenie. Nie mamy gorączki, więc spokojnie patrzymy na zawirowania żołądkowe.
Dziś jedziemy na pustynię Thar. Jeden dzień pobytu kosztuje 900r (my na tyle utargowaliśmy, co wydaje nam się dobrą ceną). Można kupić wyjazd na pół dnia, dzień, trzy, tydzień. Wszystko zależy czego oczekuje klient. My zastrzegliśmy sobie, że nie chcemy „cepelii”; tańców dla białych, sklepików z pamiątkami, plastiku i rzeszy ludzi. I udało się! Jesteśmy „gdzieś”, jechaliśmy godzinę samochodem i dopiero spotkaliśmy się z naszymi przewodnikami i wielbłądami. Jest z nami para z USA i dziewczyna z Kanady. Przewodnicy - to Pan w wieku niewiadomym (może mieć 20 lub 35 lat, ma już wąsa, a więc dorosły) i dwóch chłopaków po 10 lat. Wszyscy są bardzo mili i sympatyczni.
Jestem zachwycona, bo nie ma tu komercji, jest głusza, cisza, wielbłądy i my. Odpoczywamy od hałasu indyjskich miast, natrętnych klaksonów i natrętnych ludzi. Tyłek i kręgosłup bolą jak cholera, bo ponad pięć godzin byliśmy na wielbłądach. Zwierzęta są zadbane, traktowane z szacunkiem. Zawsze boimy się kupowania takich wycieczek, bo nigdy nie wiadomo jakim programem zaskoczą nas organizatorzy, w jakiej kondycji będą zwierzęta. Boimy się, że kupowanie takich wycieczek napędza koniunkturę, a organizatorzy nie zawsze są fair. Tym razem wszystko jest super.
Pustynia czasami przypomina sawannę, czasami tonie w piasku. Ale przez wiele godzin nie spotkaliśmy nikogo. Wokół nas cisza i dzikie zwierzęta, antylopy, jastrzębie i… krowy. Po obiedzie zajechaliśmy do jednej wioski po wodę. To kilkanaście prymitywnych domów, wyglądających jak bunkry, które wyrastają z piachu. Spotkaliśmy dwójkę pretensjonalnych dzieciaków, co chciały kasę i były bardzo niegrzeczne w stosunku do nas. Tak to jest - ktoś dał raz i drugi, a jak już się nie da, to im się wydaje, że co to kurna jest - mamy dawać i już. No właśnie, co to kurna za podejście? Na dodatek w sklepie Pan zażyczył sobie 50r za małą colę (normalnie płacimy 22r!), więc nie kupiliśmy. Wioska nie zrobiła na nas dobrego wrażenia. Napoiliśmy wielbłądy i pojechaliśmy, byle jak najdalej od takich Indii…. Przyroda koi nasze nerwy i pieści dusze.
Jest super. Jak to Adrian powiedział: „Jesteśmy stare ch…. a bawimy się w indian”. No trochę tak. Siedzieliśmy wieczorem przy ognisku, będziemy spać pod gołym niebem, zaszło już słońce, ale nadal jest ciepło, koło 25 st. Jedyne co słychać, to dzwonki naszych wielbłądów, które pasą się w okolicy. I nic poza tym. To wspaniałe uczucie kompletnie oderwać się od rzeczywistości, od całego świata. Umieć się cieszyć tą jedną chwilą, tak blisko przyrody. Dla nas bomba! Wszystko jest takie proste, naturalne, w zgodzie z otaczającą rzeczywistością.
Nasi przewodnicy, to najsympatyczniejsi Hindusi, jakich spotkaliśmy do tej pory w naszej podróży. Może prości ludzie, ale z sercem na dłoni. Lucky (najstarszy przewodnik) zaprosił nas do klepania chlebka czapati (rodzaj podpłomyka, po naszemu). Śmiechu było co niemiara, bo różne chlebki nam wychodziły. Kolacji nie mogliśmy przejeść. Trzy różne dania, do tego ryż, chlebki, a na deser ciasteczka. A po kolacji śpiewy. Każdy musiał zaśpiewać piosenkę ze swojego kraju, przy tym wygłupiałam się z dziewczynami tańcząc układy rodem z Bollywood. Najwięcej śpiewali nasi przewodnicy. To zawodzenie na środku pustyni zapadnie głęboko w moją pamięć.
Jedyne, co trochę burzyło spokój mojej duszy, to wszechobecne robaczki, żuczki, pajączki co zaczęły po zmroku wychodzić ze swych norek. Wszyscy jesteśmy cholernie zmęczeni. Bolą nas tyłki, nogi i dodatkowo mój kręgosłup. Jeździectwo nie jest naszą specjalnością. Mam nadzieję, że za parę dni nie będę już chodzić jak kowboj, ale na razie jeszcze mnie trzyma. Kolta brakuje i suszonej wołowiny, He, He.. Układamy się do snu - ja próbuję się zamotać, zakokonić, żeby chociaż nie czuć jak będzie ktoś po mnie łaził. Adrian ma luza i coś się mało okrywa. Twardziel. Zobaczymy, ile żuczków na sobie zniesie.
Koło północy zrywa się lekki wiatr, nadal jest ciepło. Co jakiś czas się budzę, patrzę w rozgwieżdżone niebo. Mamy dziś hotel z niezliczoną ilością gwiazd. I prawdziwe poczucie szczęścia. Z dala od cywilizacji. Bezcenne!!!!!