Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Indie, Bangladesz 2010    Na północ
Zwiń mapę
2010
26
paź

Na północ

 
Indie
Indie, Bīkāner
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9997 km
 
Noc minęła nadzwyczaj spokojnie jak na okoliczności przyrody. Mieliśmy co prawda paru gości na materacu, ale bez szkody i dla nas i dla nich. Ważne jest pozytywne nastawienie, do robaczków też( przewodnik powiedział że żuczki są całkowicie nieszkodliwe i nie mamy się ich obawiać). Wokół materaca dało się zauważyć kilka kilometrów ścieżek wydreptanych przez żuczki.
Jesteśmy totalnie oderwani od rzeczywistości, bez problemów, bez trosk. Tylko my, przyroda i radość z prostego życia. Wiem, że mamy wybór powrotu do innego świata, naszego, ucywilizowanego, ale bardzo cieszy nas to chwilowo proste życie. Słychać siebie, swoje myśli, cieszy obecność drogiego człowieka obok.
Lucky o 7 rozpalił już ognisko, zrobił nam herbatę, dokańcza śniadanie. Znowu sypie żartami z rękawa. Umieram ze śmiechu. Chłopcy poszli szukać wielbłądów. Długo trwało nim przyprowadzili stadko, które rozeszło się po okolicy. Przewodnicy bardzo ciężko pracują. Od wczesnego rana są na nogach, siodłają wielbłądy, robią nam posiłki, prowadzają wielbłądy. Nie mają za bardzo czasu na odpoczynek.
Zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i wracamy powoli do cywilizacji. Uciekł nam jeden dzień z powodu mojej choroby. Mamy kupione bilety na pociąg i nie możemy zostać dłużej. Znowu przemieszczamy się przez dzikie tereny, nikogo nie spotykamy przez kilka godzin. Tyłek boli. Na szczęście to jedyny nasz problem. A jak zaciśnie się zęby, boli mniej. Na razie i tak jest lepiej niż podczas ostatniej godziny wczoraj.
Na koniec bardzo serdecznie i wylewnie pożegnaliśmy się z naszymi przewodnikami. Jeśli ktoś będzie kupował safari, niech pyta się o przewodnika – Lucky’ego. Może ten dobry człowiek będzie miał więcej pracy. Wśród chłopaków – przewodników, tez panuje duża konkurencja. Zarabiają tylko 100r za dzień, a ich głównym dochodem są napiwki (wiemy to od Ani). Oczywiście daliśmy im kasę. Nie dajemy żebrakom. A jak ktoś jest uczciwy i dobrze wykonuje swoją pracę, to chcemy go wynagrodzić. Byli to najsympatyczniejsi ludzie, jakich do tej pory spotkaliśmy. Po prostu dobrzy ludzie. A safari było najciekawszym przeżyciem podczas tej podróży.
Wiemy od Ani, że niektóre hotele organizują może tańsze safari, ale blisko miasta, wśród śmieci i tłumu ludzi. Hotel Desert zapewnia jeszcze na dodatek dobre jedzenie, wodę wg potrzeb. Nie ma się do czego przyczepić. A po safari można się jeszcze w hotelu wykąpać przed wyruszeniem w dalszą drogę. I z tego też skorzystaliśmy. Polecamy hotel Desert, skromny, ale dobrze zorganizowany.
Po obiedzie mieliśmy autobus do Bikkaner. Kolejny wynalazek transportowy w Indiach. Na dole są miejsca do siedzenia a nad nimi miejsca do leżenia. Trochę to klaustrofobiczny pojazd. Masakrą jest natomiast klakson. Nasz autobus ma taki „tut turut tutu tut tu tu” a nie tylko „pip”. Istne szaleństwo! Kolejne mijające nas autobusy i ciężarówki też szokowały dźwiękami klaksonów. Orkiestra klaksonów, jak nie zwariować. Trzeba było zostać na pustyni! Oczywiście wąska droga, setki ciężarówek, dziesiątki autobusów. Jak to w Indiach - ciasno i głośno.
Jedziemy w autobusie z naszą poznaną na safari koleżanką z Kanady. W Bikkaner jesteśmy o 21 (po siedmiu godzinach jazdy), i do 2 w nocy czekamy na pociąg. Nie pozwiedzamy świątyni szczurów, jesteśmy za późno. Ale za to na dworcu widzieliśmy szczury i ponadprzeciętnie wielkie karaluchy. W poczekalni czekamy i czekamy i czekamy. Biedne nasze tyłki dzisiaj.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017