Planowo o 2 w nocy zapakowaliśmy się do pociągu. Znowu mieliśmy sleepera. Byliśmy tak zmęczeni, że padliśmy szybko. Do 10 rano nie mogliśmy się zwlec z wyrek. Słabo coś działa tu „Wars”, chłopaki nie noszą obiadów. Może to i dobrze, bo „rewolucja” dopiero przeszła, więc lepiej nie jeść nic, lub jeść tylko biały ryż. Kompanami w naszej podróży była hinduska rodzina, bardzo mili ludzie, tylko tyle że my już nie mieliśmy siły z nimi rozmawiać, a zagadywali nas przez kilka ładnych godzin. My szokowaliśmy ich, oni nas… Opisze teraz parę historii, które opowiedziała nam koleżanka Ania (ma paru dobrych znajomych wśród Hindusów) i parę zasłyszanych w pociągu od „naszej” rodzinki.
Hindusi to w dużej części matacze i kombinatorzy. Oszukują nie tylko białych, ale też swoich. Mówią różne ceny w zależności od humoru i kaprysu. Lokalesi też się targują!
Hindusi czasami żerują na wrażliwości białych i robią to w całkiem wyrafinowany sposób. Np. w Dźajsamler w forcie jest tylko jeden sklep, prowadzony przez kobietę. Babka wmawia turystom, że założyła jakby „Ligę Kobiet”. Zrzeszone tam kobiety same szyją różne wyroby i bez pośredników sprzedają w tym sklepie. Są to biedne kobiety, dla których sprzedaż tych produktów to szansa na przeżycie. Ludzie kupują, bo współczują biednym kobietom, może szybciej podejmują decyzje o zakupie, może kupują więcej, mniej się targują. A to jest kit! Nie ma żadnej ligi, nie ma pomocy dla kobiet. Bogata rodzinka otworzyła sobie sklepik, postawili kobietę (co jest w Indiach ewenementem) która sprzedaje bajki i mami białych, a oni to łykają. Zresztą ja też bym uwierzyła. Nigdy nie wpadłabym na to, że ludzie mogą być aż tak wyrachowani i bezczelni. Kto przeczytał tą historię i będzie w Dźajsamler, niech nie kupuje w tym sklepie!
W Dżajpurze natomiast, modne jest zatrudnianie białych, młodych ludzi (a przez to wiarygodnych) do sklepów z biżuterią. Sklepy mają układy z hotelami, taxi, tuk tukami, które dowożą białych do sklepu. Biały za ladą natomiast, jest bardziej wiarygodny, niż ktoś z Indii. Biały przecież nie powinien kłamać, oszukiwać. Jak mówi, że coś jest cenne, warte danych pieniędzy, to pewnie tak jest. A to znowu kit! Biali są zatrudniani u jubilera właśnie po to, aby kłamać i oszukiwać. I dobrze o tym wiedzą i się z tym godzą, na dodatek dobrze im za to płacą. Prawie wszyscy są zadowoleni z tego układu. Właściciel sklepu, sprzedawca, kupujący ( w momencie zakupu), kierowca taxi. Największego kaca ma pewnie po powrocie ten, kto kupił, kiedy okaże się w kraju, że przepłacił.
Kiedy patrzymy na ubogich ludzi, których jest tutaj mnóstwo (w nędzy żyje 400 milionów), to jest nam ich żal. Ale kiedy kogoś poznajemy bliżej, a potem jeszcze jego historię, to przeżywamy to podwójnie. Kucharz z jednego hotelu w środkowych Indiach, pracuje tam przez cały rok. Rodzinę ma na północy Indii i widuje ją tylko raz w roku, przez kilka dni. Co miesiąc przesyła im pieniądze. Odniosłam wrażenie, że był bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Smutek zalewał go od głowy po pięty. A swoją drogą, jak można być szczęśliwym człowiekiem, kiedy mieszka się z dala od ludzi których się kocha. Żyje się samotnie przez dziesiątki lat. Rozumiem – pół roku, rok. Ale dłużej? Dla mnie to niezrozumiałe i trudne do zaakceptowania. Ludzie za pracą jadą w różne strony Indii. Nie biorą ze sobą rodzin, bo wtedy się nie utrzymają. Rodzina zostaje w domu. Pracownicy hotelu śpią i jedzą w nim, więc utrzymanie mało ich kosztuje. Np. manager w tanim hotelu zarabia 3 tyś rupii, czyli około 200 zł. To mało, nawet na życie w Indiach. A ja mam pytanie, co z marzeniami i pragnieniami tych ludzi? Nie ma ich? Jest tylko życie dniem codziennym, bo jutra może nie być. Nie mogę uwierzyć, że choć wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, tak bardzo się różnimy. A wpływa na to status społeczny, majątkowy, zabezpieczenie potrzeb (piramida potrzeb). Czy marzenia tych biednych ludzi o lepszym życiu są tak nierealne jak nasze marzenia o „gwiazdce z nieba”?
Kolejna historia… o chłopaku, który został oddany przez rodziców na farmę wielbłądów, gdy miał 10 lat. Pieniądze które zarabiał oddawał rodzicom. Przez wiele lat żył na pustyni, a przez to, że miał kontakt z turystami nauczył się języka angielskiego, po latach przeprowadził się do miasta. Nie leżą mu układy panujące w mieście, nie umie spać w pokoju, bo całe życie spał pod gwiazdami, tęskni za pustynią. Gdyby miał własne wielbłądy, to zarabiałby lepsze pieniądze. Pracując u kogoś zarabia pieniądze tylko na przetrwanie. Wielbłąd kosztuje 500 $ i jest jego wielkim marzeniem. Bardzo nierealnym marzeniem… Myślę o naszych chłopcach z safari, którzy są tak bardzo dzielni, tak ciężko pracują, przy czym zostali okradzeni z beztroskiego dzieciństwa. Jak potoczy się ich życie?
W Indiach system kastowy jest podstawą struktury społeczeństwa. Jest to oficjalnie zabronione, ale ludzie nie chcą się bratać z ludźmi z niższych kast. Ktoś kto pomaga ludziom z niższych kast jest wyśmiewany, niemal szykanowany. Nie ma litości, miejsca na wrażliwość. Nie można jeść z jednej miski z ludźmi z najniższej kasty – z niedotykalnymi (wykonują najgorsze prace, sprzątają ulice, latryny). To, jakim się jest człowiekiem za życia, wpływa na to, w jakiej kaście człowiek odrodzi się na nowo po śmierci. Do niektórych stanowisk politycznych są przypisane pewne kasty, co zamyka ludziom z nizin drogę do osiągnięcia dobrej pracy już na starcie. Chłopak w pociągu zapytał nas - kto zaaranżował nasze małżeństwo? Odpowiedzieliśmy mu, jak wygląda to u nas, że ludzie się sobie podobają, kochają się i dlatego się żenią. Zrzedła mu mina i skomentował: „powiedzcie to moim rodzicom…” W Indiach to rodzice szukają żony synkowi na podstawie statusu społecznego, majątkowego, pomyślnego horoskopu… Ludzie nie kochają się jak się żenią – dla nas to szok. Jak można poślubić kogoś, kogo się nie kocha? Rozwody nie są akceptowane i zdarzają się bardzo rzadko. Kobieta po rozwodzie ma przechlapane w społeczeństwie. Mężatki są mocno oznakowane: noszą pierścionki na palcach u nóg, bransoletki na stopach i rękach, na czole, na przedziałku włosów mają naniesiony czerwony ślad. Mężczyźni nie chcą, nie muszą nic manifestować. Nie wiadomo kto kawaler, a kto nie.
Pan w pociągu, przy swoich dzieciach zapytał nas, jaką płeć dzieci preferuje się w naszym kraju. Dla ludzi w Polsce, to nie jest ważne, ważne by dziecko było zdrowe. W Indiach, lepiej mieć synów, bo oni zostają przy rodzicach, a dla córki trzeba szykować pokaźny posag, a potem wyprawić wesele. Wprowadzono nawet zakaz udzielania informacji o płci dziecka w okresie prenatalnym, ponieważ masowo były przeprowadzane aborcje na dziewczynkach.
Takich historii słyszymy tu dziesiątki. Pokazuje to jak bardzo się różnimy jako ludzie, w jak odmiennych kulturach żyjemy, jak różne są nasze pragnienia, marzenia i wierzenia. Jak odmienny jest „nasz” świat….
Po 26 godzinach od wyjazdu z Dźajsamler dojechaliśmy do Pathankot. Ciemno, nieco chłodno, do domu daleko. Znaleźliśmy przyzwoity hotel, poszliśmy na internet (chyba jedyny w mieście), aby zaznaczyć, że żyjemy. Pytanie było ile kosztuje godzina netu? Odpowiedź: 50r. Logiczne więc, że za pół godziny płacimy 25r. Zawsze sprawdzamy godzinę o której odpalamy internet, tak było i tym razem. Przy rozliczaniu, kazali sobie zapłacić za godzinę! A siedzieliśmy 25min! Dostaliśmy szału!!! Zobaczyli, że przesadzili, więc kazali nam zapłacić za 30 min, daliśmy 30r, a oni nie wydali nam reszty! Wkurzyliśmy się mocno, a Adrian nagadał im jeszcze że są nieuczciwi, unieśliśmy się honorem, a wychodząc z wielkim fochem pierdolnełam drzwiami! Słyszeliśmy, że nikt prawie z bogatych Hindusów (na takich wyglądała ta rodzinka w sklepie komputerowym – chyba jedynym w mieście) nie dorobił się uczciwie, i jestem w stanie w to uwierzyć.
Na kolację zjedliśmy po raz enty biały ryż (wiecie – przemarsz wojsk), w lokalnej skromnej knajpie w towarzystwie miłego, sympatycznego właściciela i wysłuchaliśmy kolejnej historii… Ale o tym innym razem.
Buziaki dla wszystkich co czytają, piszą do nas i tych co nie ))))