Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Birma (Myanmar), Tajlandia 2012    gdzies w gorach
Zwiń mapę
2012
10
lis

gdzies w gorach

 
Birma
Birma, Tan Quei
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10990 km
 
Dużo i szybko zmienia się w Birmie, w ciągu roku zmieniło się więcej, niż przez ostatnie 20 lat. Czytane relacje sprzed roku, czy też dwóch lat są po części nieaktualne, zwłaszcza jeżeli chodzi o ceny. Przy przemieszczaniu się z prowincji do prowincji nie ma już wysiadania na punktach kontrolnych, internet jest w prawie każdej większej miejscowości, o lepszej lub gorszej prędkości, czasem się rwie, ale zawsze jest. Strony www. nie są blokowane przez rząd, ludzie chodzą w koszulkach z nadrukowanymi podobiznami Auun i jej ojca. Niestety ceny w miejscach turystycznie atrakcyjnych są o 100% wyższe niż rok temu. Wcześniej, rząd ograniczał dostęp ludzi do szkolnictwa, zamykał uniwersytety (niewykształconymi przecież łatwiej rządzić), a teraz widać w rękach młodych ludzi książki do nauki angielskiego… Tempo tych zmian jest mega szybkie, pytanie tylko, dokąd zaprowadzi to ten kraj, na jak duże zmiany jeszcze pozwoli hunta – bo przecież nie oszukujmy się – „odkręcili śrubę” bo mają w tym interes. Życzymy ludziom mieszkającym tutaj jak najlepiej, mam nadzieję, że uda się jakoś poukładać ten kraj.
Yangoon zaczyna coraz bardziej odstawać o reszty kraju: widać nowoczesne sklepy, krzykliwe reklamy, pola golfowe i sklepy z akcesoriami do uprawy tego sportu, nowe samochody z kierownicą już po lewej stronie. Prowincja zmienia się o wiele, wiele wolniej: dziurawe drogi, ubodzy ludzie, stare samochody. Generałowie parę lat temu przenieśli do Naypyidaw stolicę – nie wiem czy turyści mogą tam dzisiaj wjechać. Słyszałam, że nikt z oficjeli nie chce tam mieszkać, że jeżdżą tam do pracy, a potem wracają do Yangoon. Prawdopodobnie jest to bardzo nowoczesne, puste miasto.
Głowna religia w Birmie to buddyzm, wszystko w tej religii obraca się wokół zasług, które każdy może zebrać dzięki rytuałom i dobrym uczynkom. Każdy wyznający buddyzm mężczyzna powinien spędzić pewien czas w klasztorze co najmniej dwa razy w życiu (pierwszy raz miedzy piątym a piętnastym, a drugi raz po dwudziestym roku życia). Za przyjęcie przez mężczyznę nowicjatu, rodzina otrzymuje wiele zasług. Nawet kobiety zostają mniszkami, jest to jednak mniej popularne. Kobiety noszą różowe szaty i golą głowy. Na pewno buddyzm ma wpływ na to jakim społeczeństwem są Birmańczycy. Są przez to bardziej życzliwi, nie narzucający się, chętni do pomocy i ciekawi świata innego niż ich własny świat.
Jesteśmy w stanie Szan, do dnia dzisiejszego wybuchają tu konflikty między rządem, a etnicznymi grupami rebeliantów żyjącymi w górach wzdłuż granicy z Tajlandią. Często przyczyną tych konfliktów jest uprawa opium, często zamieszki wybuchają na podłożu etnicznym. Nie wybieramy się w te tereny, my tu boczkiem, boczkiem w stronę jeziora
Mieszkamy blisko klasztoru, przez cały dzień słychać modlitwę i śpiewy. Tranzystory mają się dobrze.
Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Generalnie nie było bardzo ciężko, choć nie ma się co oszukiwać: dystanse do pokonania robią wrażenie, średnio około 20 km dziennie górami. Nie ma jakiegoś zawrotnego tempa, ale temperatura i nawet małe podejścia pod górką wpływają na nasze zmęczenie. Ja tam jestem zadowolona, Adrian coś mruczy pod nosem, że nie lubi pod górkę… oj tam, oj tam, może jeszcze nie polubił?
Idziemy z czwórką Francuzów i Angielką. Przewodnik jest z okolicznej wioski, do pomocy jest też kucharz… Przyrządzanego jedzenia nie możemy przejeść, w dodatku jest naprawdę bardzo smaczne.
Wioski przez które przechodzimy są mało prymitywne, w porównaniu chociażby do wiosek w Etiopii czy nawet w Laosie. Domy są głównie murowane, coraz mniej jest domów w konstrukcji drewnianej (czytaj bambusowej). Zawsze na parterze jest tzw. „garaż” – składzik lub obora, na górze mieszkają ludzie, często śpią w jednej izbie. Nasza grupa dostała właśnie taki wspólny pokój. Do spania mieliśmy materace i koce.
Po kolacji posiedzieliśmy trochę dłużej, aby porozmawiać z naszym przewodnikiem Moon Sanem. Czasami to łapię doła, jak posłucham, jak trudne życie mają inni ludzie… Po narodzinach, jego matka zginęła podczas jakiś potyczek plemiennych, zabili ją ludzie z innego plemienia, ojciec wyszedł z domu pędzić bydło do Tajlandii na handel i już nigdy nie wrócił. Wychowywali go dziadkowie, gdzieś w chatce przy dżungli. Dlatego też człowiek ten czuje się lepiej w dżungli niż w mieście. Uważa, że jest tam wszystko za darmo, reguły są jasne, nie ma tłumu ludzi i hałasu tuk-tuków… Nasz przewodnim pracuje od dziecka, zajmował się już wieloma profesjami, był tragarzem, sprzedawał pędy bambusa, jeździł na tuk tuku, teraz jest przewodnikiem. Kiedyś nosił po 40 kg towaru na rynek, teraz już nosi po 25, bo nie ma siły ani zdrowia. Pokazywał nam swoje okaleczone obojczyki od noszenia ciężarów… Dwa lata temu podczas zbierania pędów bambusa złamał nogę , bo spadł z góry. Przez kilka tygodni mieszkał w jakimś szałasie i jadł tylko kukurydzę i leczył się tym co dała dżungla, bo nie miał jak dojść do swojego domu, nie miał jak wezwać pomocy… Nigdy nie chodził do szkoły, angielskiego nauczył się ze słuchu, z tego co usłyszał od turystów. Do dziś nie umie czytać i pisać. Bez wątpienia ma wielki talent w tym temacie. Jest kolejnym człowiekiem, którego poznaliśmy podczas naszych podróży, który jest bardzo doświadczony przez los. Opowiadał nam też jaka była Birma jeszcze dwa lata temu, kiedy jako Birmańczyk nie mógł rozmawiać z obcokrajowcami, znał język, ale nie mógł rozmawiać. Szczególnie było to przestrzegane w dużych miastach.
Dużym problemem w Myanmar jest brak edukacji. Ludzie na wsiach nie chodzą do szkół, zajmują się tylko rolnictwem. Dziewczyny w wieku 15-17 lat wychodzą już często za mąż. Ludzie nie myślą o przyszłości, żyją tylko dniem dzisiejszym. Pytanie mam jednak, na ile edukacja takich mniejszości może wpłynąć na tradycje, na ile ją zmieni, o ile na lepsze o ile na gorsze? Czy tradycja jest najważniejsza? Czy ponad wszystko powinna zostać utrzymana? Kosztem polepszenia warunków życia i szerszej perspektywy patrzenia na świat?
Cieszy nas, że po drodze nie ma tzw. Cepelii, czyli przebieranek tubylców dla turystów. Ludzie są bardzo życzliwie nastawieni, można robić im zdjęcia. Jak to zwykle bywa najbardziej bezpośrednie są dzieci. Nie dajemy cukierków, ani długopisów – na szczęście za bardzo jeszcze nie chcą. Wolimy im za to poświęcić trochę czasu i nauczyć je paru słów po angielsku, czy też pokazać im jakąś nową zabawę… Boję się, że nie uda ustrzec się ich przed „zepsuciem przez turystów”, kiedy to będą biegać jak ich koledzy w innych krajach i będą wołać, „daj mi cukierka, daj mi pieniądze”! Jak mnie wkurzają te „dobre ciocie- turystki” które rozdają cukiereczki!!! My, jako turyści, nie zbawimy świata tym jednym cukierkiem, nie wpłynie to na uczucie szczęścia, a doprowadzi tylko do pokazania żebractwa jako sposobu na życie. Niestety doszło już do tego w wielu wcześniej odwiedzonych przez nas krajach i zapewne nie uda się już zmienić postrzegania białych przez ludzi miejscowych. Ja bardzo się cieszę, że dzięki podróżowaniu zrozumiałam, że szczęście jest widoczne na każdym kontynencie, w każdym zakątku świata i nie ma na nie wpływu wielkość portfela. Jasne, że lepiej się żyje, kiedy zapewnione są podstawowe dobra, ale ludzie ubodzy, żyjący skromnie są też uśmiechnięci, szczęśliwi i zadowoleni z życia, z tego co dał im los. Przecież każdy człowiek ma jakiś powód do zadowolenia, pytanie tylko czy chce go widzieć, czy chce się z czegoś cieszyć…
ps nazwa i zaznaczenie na mapie tylko w przyblizeniu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Mario
Mario - 2012-11-13 13:17
Aniu zgadzam się z Tobą w 100%, niestety zauważyłem też to że szczególnie dzieciaki te z biednych krajów, biegające często na boso, są dużo bardziej szczęśliwe, szczerze uśmiechnięte i życzliwe dla innych i siebie nawzajem.

Natomiast te dzieci które mają dobrobyt na wyciągnięcie ręki... maja komputery, gry, komórki... niestety często brakuje im tych szczęśliwych uśmiechniętych oczu... uważam że

Nasza podróż do Birmy była jedną z tych najpiękniejszych i nie mam na myśli pięknych zabytków tego kraju, których w Birmie nie brakuje...

To tak moja refleksja... i bardzo żałuję iż prawdopodobnie już nie długo zmiany będą widoczne w oczach dzieci z Birmy
 
AGa
AGa - 2012-11-13 21:02
Celny komentarz Przedpiszcy...

Aniu, jak zwykle - wciągający język i piękne zdjęcia. Czyta się to niby jednym tchem, ale bardzo refleksyjnie...
 
przedsiebie
przedsiebie - 2012-11-14 04:21
Mario, Aga dziekuje rowniez za refleksje...
 
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017