Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Birma (Myanmar), Tajlandia 2012    Mandalaj Niespodzianka…
Zwiń mapę
2012
16
lis

Mandalaj Niespodzianka…

 
Birma
Birma, Mandalay
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11209 km
 
W podróży każdy dzień, każda chwila jest pewną niespodzianką. Jak powiedział kiedyś mój ulubieniec Forrest Gump „życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo na co trafisz…” Nie wiemy co przyniesie dzień, kogo poznamy, w jakim hotelu będziemy spać. Mamy tylko nadzieję, że będzie dobrze. Dziś od rana był trochę podły dzień, padało jak cholera, mgła w połowie miasta, mój katar sięga apogeum…, szczęście że jest choć ciepło. Szukaliśmy kompanów do wycieczki w okolice Mandalaj. Pierwszą poznaną osobą była Linda, z USA, wolontariuszka z Korpusu Pokoju w wieku 65 lat, potem już razem, zwerbowaliśmy Lindsay z Anglii, naukowca na 9 miesięcznym urlopie, w wieku 29 lat. Dziewczyny okazały się tak Zaj* kompanami w podróży, że nie mogliśmy rozstać się wieczorem. Kierowca taxi (za cały dzień wynajęcie 28 000 kiatów, po ostrym targowaniu z 35 000. Adrian, dzięki za mega negocjacje!) dopełnił naszą grupę i był naprawdę bardzo w porządku, jak się okazało był rówieśnikiem Lindy, rocznik 1947. Dziewczyny przeserdeczne, przemiłe, uśmiechnięte, bez kompleksów, elastyczne w każdym temacie… To był świetny dzień, z bardzo dobrą energią wokół nas. Tak naprawdę, jestem pod mega wrażeniem poznawanych tutaj ludzi i to zarówno miejscowych jak i turystów. Nie pamiętam takiego miejsca w naszych poprzednich podróżach, abyśmy doświadczyli tyle pozytywnej energii od innych ludzi. Tak się tu naładuję, że po powrocie do kraju zacznę świecić jak lampka;) Lindsay miała dziś urodziny, więc kilka razy śpiewaliśmy jej „Happy Birthday” w taksówce, w ulicznej knajpie, cóż za spontan. I tak oto dzień, który od rana kompletnie nie dawał energii pomimo wypicia dwóch (o dziwo) prawdziwych kaw, okazał się eksplozją pozytywnej energii, okazał się takim dniem, który utwierdza w przekonaniu, że ludzie wokół nas są dobrzy.
Przez cały dzień padało raz mocniej, raz słabiej. Miałam problemy aby robić zdjęcia, bo po sekundzie cały obiektyw był zalany. Trudno, nie mam zachodu słońca na moście tekowym, złotej stupy na tle błękitnego nieba, mam za to wspaniałe wspomnienia…
W ramach wycieczki po okolicach Mandalay, odwiedziliśmy dziś Sagaing, gdzie weszliśmy na wzgórze, aby podziwiać panoramę we mgle, zobaczyliśmy kolejne złote stupy, dużo stup. Potem pojechaliśmy do Inwa. Przepłynęliśmy rzekę i próbowaliśmy odbyć pieszą wycieczkę, a nie jak wszyscy objazd bryczką, ale deszcz i błoto po kolana nas wykończył. Przeszliśmy kawałek wioski, ale zrezygnowaliśmy. Wzięliśmy więc bryczkę z konikiem (6 000kiatów za 2 osoby) aby objechać okoliczne atrakcje. Szczerze mówiąc wolałabym przejść się i zobaczyć połowę z odwiedzonych świątyń niż jechać konikiem. Nie lubię takich rozrywek. Na szczęście konie były w miarę zadbane, i ciągnęły dwie osoby (a nie jak te skur.. górale nad Morskim Okiem co zamęczają konie ciągnąc pod górę 24 i więcej osób) więc jakoś to przełknęłam. Nie potrafię powtórzyć nazw świątyń, było ich kilka, był klasztor z drzewa tekowego, stara krzywa wieża… I było trochę za dużo turystów. My na szczęście mieliśmy swój świat, więc jakoś zleciało. Ostatnią miejscowością była Amarapura, ze słynnym mostem tekowym U Bein o długości 1,2 mili. Fajnie, bez poręczy, ale zachodu słońca nie było… Padał deszcz. Do części odwiedzanych miejsc obowiązywał Combo ticket. Pogoda nie dopisała, ale humory, jak najbardziej.
Birma to faktycznie kraj tysięcy pagód. Wyrastają nieoczekiwanie w miastach, na polach ryżowych, wyłaniają się spośród drzew i gór. Zdecydowana większość jest w złotym kolorze i mieni się w słońcu, jak prawdziwe złoto. Trudno nie zachwycać się ich widokiem.
Kolejny dowodem na to, że starzejemy się z Adrianem, był zakup parasola, (bo nie zdecydowaliśmy się na zabranie peleryn z domu). Dziś zwiedzaliśmy pod rączkę, z parasolem nad głową, w błocie po kolana. Co za doznania;) Tak, w podróży też można mieć „stajla”;).
Niejaki Obama znowu depcze nam po piętach (kiedyś, w 2010 chciał się z nami umówić na kawę w Indiach, bo był w tym samym czasie co my). Dowiedział się teraz, że jesteśmy W Myanmar i też tu przylatuje. Chciał z nami znowu wypić kawę, ale powiedzieliśmy mu, że nie mamy czasu…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (28)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Mario
Mario - 2012-11-19 14:14
Zgadzam sie z toba Aniu... Birma laduje akumulatory pozytywnej Energii na dlugo, dllugo...

My po Birmie bylismy juz na 3 innych dlugich wyprawach, ale jak pomysle o Birmie To zaraz jest lekko na duszy, i goraco w sercu :)))
 
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017