Kolejny dzień przywitał nas piękną pogodą. Po przepysznym śniadaniu (2x chaczapuri, 1x ayran i herbata, a na koniec 2x kawka – wszystko za 5,3 Gel), w lekko żółwim tempie zebraliśmy się na marszrutkę do Kutaisi. Nie mamy większych planów na dzisiaj, więc nigdzie się nie spieszymy. Bilet za osobę kosztował 10 lari. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Kutaisi. Na szczęście rezerwację zrobiliśmy kilka dni temu, więc mamy już zapewniony nocleg. Kolejny już raz korzystamy z portalu „buking.kom” i generalnie to śmiać nam się chce, bo kwatery bardzo skromne, a na takim portalu się reklamują. Jutro odlatuje samolot do Warszawy więc Polacy zjeżdżają dziś do Kutaisi i jest mały problem z noclegami, bo baza noclegowa jest tu skromna. Widać, że Gruzini pospiesznie przerabiają pokoje w swoich mieszkaniach lub dobudowują co nieco jako „hostele”, aby wykorzystać boom turystyczny spowodowany najazdem ludu znad Wisły i Odry.
Pochodziliśmy po mieście i wpadliśmy na ostatnie pierożki. Oj, trzeba będzie odpokutować za te wszystkie chlebki i pierożki, jak nic. Ale od czego są wakacje? No choćby od tego aby jeść to co smakuje i na co się ma ochotę. Poszwendaliśmy się jeszcze tu i ówdzie, wypiliśmy kawkę, piwko i zleciało.. Pogoda dziś piękna – ciepło, słonecznie i przejrzyście.
Jutro rano wracamy do Polski. Szybko zleciało, jak zawsze zresztą. Były to wakacje lekko chimeryczne pogodowo, ale taki jest też urok podróżowania. Wolę to, niż pobyt tutaj w szczycie sezonu. Adrian stwierdził, że sobie nie wyobraża pobytu tu w sezonie.
Naj dla mnie? Kaukaz, po prostu Kaukaz…