Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Ameryka Środkowa i Gibraltar, 2014    park Imposible i jazda w radiowozie
Zwiń mapę
2014
04
lis

park Imposible i jazda w radiowozie

 
Salwador
Salwador, Cerro Verde
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12927 km
 
Rano przyszedł po nas przewodnik, aby pójść do parku na wycieczkę. Po parku nie można poruszać się samemu. Podjechaliśmy samochodem na jakiś punkt widokowy, z którego można było zobaczyć ocean i wulkany w Salwadorze i Gwatemali, a potem przez kilka godzin chodzilismy po lesie (dżungli) i obserwowaliśmy ptaki, motyle i inne dziwne stworzenia. Mówiąc w skrócie zrobiliśmy sobie niezły spacerek.
Dziś chcemy dojechać do parku Cerro Verde więc ruszamy dalej. Łapiemy autobus do Santa Ana z przesiadka po drodze. Niestety w mieście tracimy bardzo dużo czasu, bo nikt nie potrafi nam wytłumaczyć skąd i jaki autobus jedzie do parku. Upał jak cholera, a każda zapytana osoba mówi co innego, czyli wszystko wg zasady "nie wie, ale coś powie...." wreszcie dwie osoby potwierdzają tą samą wersję, więc jest szansa że wyjedziemy z miasta. Wsiadamy do autobus 248, a kierowca ( nazwany przez nas Boczkiem z racji podobieństwa do Arnolda Boczka z serialu o rodzinie Kiepskich) mówi nam, że do Parku Cerro Verde nie zajeżdża, tylko do wioski, a potem musimy iść 5km... No tak, my nie rozumiemy go, on nas też nie, ale jedziemy. Kierowca za bardzo się nie spieszył, bo ciągle musiał z kimś pogadac po drodze.... A zaczyna robić się ciemno, niestety zachodzące słońce zabiera poczucie bezpieczeństwa. Na szczęście po drodze mijaliśmy patrol policji, kierowca zagadał ich, bo chyba nie wiedział co z nami zrobić. Jeden z policjantów znał angielski i powiedział abyśmy na konicu trasy poczekali w restauracji na wracający patrol, który zabierze nas do parku. Ufffff, to nam się udało. Wysiedliśmy w wiosce Cerro Verde pod jakąś komórką, która okazała się tą ( zamkniętą już) restauracją. Wyszedł młody, tzw. przez nas Amigo, który na dodatek trochę mówił po angielsku. Oczywiście pozwolił nam poczekać na patrol i przez dwie godziny zabawiał nas rozmową. Wreszcie podjechali policjanci, zabrali nas do auta i zawieźli do parku. Wszystko zamknięte na głucho: brama wjazdowa, w toalecie nie ma prądu ani wody, wieje jak cholera, a my szczęśliwi jesteśmy jak cholera bo wreszcie dojechaliśmy i mamy bezpieczny nocleg. Dziś są moje urodziny i miałam w planie wejść na wulkan, a w rezultacie śpię pod wulkanem. Ale jutro na niego wejdę. Podróżowanie jest nieprzewidywalne czasami, zaskakujące momentami i przez to tak dla nas pociągające. Co za dzień. Nie ma to jak w obstawie podjechać pod wulkan w urodziny.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017