Hotel, który dziś opuściliśmy, nie jest wart polecenia. To hotel tzw. beztlenowy (z oknem wychodzącym na korytarz, z powietrzem które stoi w miejscu i można mieć wrażenie że za chwilę się udusimy z powodu braku tlenu). Włączony natomiast wentylator wyje jak F-16 na pasie startowym. Był to też hotel tzw. desperatów czyli wynajęty jako mniejsze zło, późnym wieczorem, kiedy nic innego znaleźć nie można. Pół nocy lataliśmy za karaluchami, udawaliśmy że ich nie widzimy, baa, nawet że nam nie przeszkadzają. Od 5 rano właściciele ( bardzo mili dodam) zaczęli oglądać TV, który miał popsuty regulator dźwięku, więc albo szeptem albo na cały regulator. Zegarki mieliśmy nastawione na 6, więc czym prędzej zaczęliśmy pakować manatki aby ruszyć dalej. To chyba pierwszy taki pokój na tym wyjeździe. Życie..
Na naszej ulicy złapaliśmy autobus do Ahuachapan nr 249. Przez 1,5 godziny wysłuchaliśmy listy przebojów i nowych hitów muzyki latino. Troche zmienily się dźwięki od Gwatemali, słychać mniej trąbek a więcej gitarrry. Wszystko dobrze, tylko dlaczego aż tak głośno i tak wcześnie rano? Droga wiodła przez bardzo malownicze góry. Kolejny przejazd z pięknymi widokami. W Ahuachapan złapaliśmy w już odjeżdżajacy autobus do Tacuba i po prawie kolejnej godzinie wysiedlismy w małej mieścinie, która jest bazą wypadową do Parku In Posible. Nocleg mamy w hotelu U mamy, papy i Manolo.... Klimatyczne miejsce, skromnie, surowo, ale naprawdę z duszą. Jest tu dużo zieleni, a prześmieszne kaczki żyją w koegzystencji z psami i kotem.. Idylla... Niestety nie udało nam się dziś już wynająć przewodnika do Parku. Umówiliśmy się na jutro. Nie pozostało nam nic innego jak leżenie w hamaku, pospacerowanie po miasteczku, nadrabianie zaległości na blogu i planowanie szczegółów dalszej podróży.
San Salwador przywitał nas wczoraj słońcem i dziś kolejny dzień cieszymy się z tego. Ludzie w Salwadorze nie mówią po angielsku. Czasami musimy nieźle się nagimnastykowac aby dogadać się, o co nam chodzi, przy znajomości przez nas niewielu słów po hiszpańsku. Jeszcze na dodatek zauważylismy, że ludzie w Ameryce środkowej chcą pomóc tak bardzo, że szybciej dadzą złą odpowiedz niż nie dadzą jej wcale. Nauczylismy się, aby pytać kilka osób, bo jedna odpowiedź nie zawsze poprowadzi nas do celu.
Info dnia:
- nocleg U mamy, papy i Manolo - 18$, polecamy
- obiad za nas 4$