Za nami noc pełna przeżyć. Po pierwsze huragan, zerwał się pod wieczór i czuliśmy się w namiocie jak byśmy byli rozbici na wydmach podczas sztormu. Po drugie, trzęsienie ziemi... Straszne uczucie, kiedy wszystko się kołysze trzęsie i wibruje, tym bardziej że leżelismy w namiocie na ziemi, tj. tylko na karimatach. Dla mnie wciąż niepojęte jest, jak długo docierało do naszego umysłu co się dzieje, i że to jest trzęsienie ziemi. Mieszkamy w kraju, gdzie nie występują trzęsienia, a jakiekolwiek wibracje mogą być spowodowane przejazdem wielkiej ciężarówy, czołgu lub eksplozji.... Cerro Verde leży pomiędzy dwoma czynnymi wulkanami i chyba coś się w którymś zagotowało i stąd te kołysanie. A tak na poważnie to naprawdę mieliśmy stracha.... Adrian mówi że nie.
Ciężko nam było zebrać się w dalszą drogę. Zresetowaliśmy się tu na maxa, znaliśmy juz wszystkich z parku i mieliśmy swoje ulubione miejsca.... Gdyby były tu jeszcze jakieś wulkany to też byśmy na nie weszli i jeszcze byśmy tu posiedzieli. Jedyne czego nam brakowało, to prysznic, choć i tak sobie poradziliśmy.
Po śniadaniu, kiedy czekaliśmy na autobus, w parku pojawili się nasi ulubieni Wrocławiacy. Oczywiście rzuciłam im się w ramiona z okrzykiem na pół parku "Polacy!!!!!!!" czym oczywiście wywołałam pewne poruszenie w restauracji w której siedział Adrian... Ameryka to jednak mały kontynent, jak widać. Szybko pozdawaliśmy relacje kto, gdzie był, czy warto, czy nie warto i jakie dalsze plany.... Wrocławiaki, super było Was znowu spotkać!!! Do zobaczenia, mamy nadzieję że w Polsce!
Tak więc ruszamy w dalszą drogę, tym razem nad Pacyfik. Jechaliśmy autobusem, autostopem na pace i znowu autobusem... Zjechaliśmy z gór nad sam ocean. Ktoś w autobusie polecił nam El Tunco i tak oto znaleźliśmy się w mecce surferów. Generalnie wokół dużo młodych ludzi, którzy uczą się pływać na desce. Kilka ciasnych uliczek, hotelik przy hoteliku. Najbardziej niesamowita jest plaża z czarnym piaskiem, dość często kamienista. W powietrzu unosi się zapach beztroski i luzu i temu się poddajemy.
Mamy hostel przy plaży, z tarasem i hamakiem. Nic więcej do szczęścia nam nie potrzeba.
Dziś ogladaliśmy zachód słońca nad Pacyfikiem, taki sam który widzieliśmy z Cerro Verde, ale bliżej oceanu.
Info dnia:
Ceny nad morzem są wyższe:
- duży obiad 7$
- piwo w knajpie 2$
- nocleg 25$ za bungalow