O 7 rano w pokoju mieliśmy już 30 st. Powietrze stało. Jedynie włączony wiatrak dawał odrobinę ulgi.
Poszliśmy na śniadanie, na główny skwer. Jak niemal codziennie, zjedliśmy jajka, ryż z fasolą, tortille i kawę. Odebraliśmy ubrania z pralni, niestety jeszcze mokre, w rezultacie czego Adrian co chwile wyciągał koszulkę aby ja dosuszyć sięie ważne czy jest to autobus czy prom.
O 9:30 zlapaliśmy terenowy autobus do Moyogalpa. Zaskoczyła nas trasa, którą tym razem pojechaliśmy. Była to droga z drugiej strony wulkanu, czyli objechaliśmy go dookoła. Droga mniej popularna, bez asfaltu i w ciągłych tumanach kurzu. Widać jak duży jest problem z utrzymaniem możliwości przejazdu. Ulewy sprowadzają na drogi lawiny kamienno błotne, zabierają też część dróg utwardzonych, a asfalt jest tylko w jednej części wyspy. Momentami krajobraz przypomina małe kamienne pustynie, gdy wszystko wokół pokryte jest kamieniami i nie ma roślinności. Jeśli tylko pojawi się choć kawałek bardziej żyznej ziemi, jak grzyby po deszczu wyrastają plantacje bananów, fasoli lub kukurydzy. Nie jest łatwo żyć u stóp tak wielkiego wulkanu. Wciąż niepojęte jest dla mnie że wyspa ta powstała na skutek erupcji wulkanu i nie ma na niej ani kawałka zwykłej ziemi. W każdej wiosce stoją tabliczki informujące o drodze ewakuacji w przypadku erupcji wulkanu.
Złapalismy prom o 11. Nie była to juz skrzypiaca łódka ale prom z prawdziwego zdarzenia. Na pewno wyglądał bardziej bezpiecznie od wczorajszej łajby. I znowu godzina drogi i ostatnie spojrzenia na górujący nad okolicą wulkan Concepcion.
Taxówka złapała nas, a nie my ją. Dość natarczywi są taksowkarze w San Jorge. Dojechaliśmy do centrum Rivas, kierowca wysadził nas na skrzyżowaniu skąd mieliśmy złapać autobus na granicę. Taksówkarz był bardzo niezadowolony i choć był to miły chłopak to jednak kłamca.... Oczywiście chciał nas zawieźć na granicę swoim samochodem, za 24$!! Mocno nas urabiał i kłamał, co jest dość powszechne w takich sytuacjach: że długo będziemy jechać, niewiele taniej, że nie ma juz autobusu, bo ostatni odjechał albo fiesta.. W rezultacie dojechalismy do granicy zwykłym autobusem za 2$.... Kłamcy, kłamcy....
Granica na której się znaleźliśmy to jedyne przejście lądowe między Nikaraguą a Kostaryką. Zrobiła na nas duże wrażenie. Po pierwsze oblegli nas naciągacze z kartkami do wypełnienia na wyjazd, mieliśmy je od nich zakupić, kłamcy. Za pieniądze mogli też wypełnić. To zwykle druki które wypełnia się na każdej granicy, a oni robią z tego biznes. Widocznie ktoś zakręcony kiedyś zapłacił więc próbują dalej. Przejście graniczne jest wielkie. Generalnie wielkie klepisko z rozrzuconymi wokół budynkami. I ruch jak na Marszałkowskiej. Na siedem okienek do obsługi pasażerów wyjeżdżających otwarte było jedno. Staliśmy w kolejce ponad godzinę. Potem jeszcze pomiar temperatury i wywiad pseudolekarski po hiszpańsku. Wszyscy w rękawicach, maskach - istna psychoza... Niech oni lepiej sami zajmą się sobą, higieną w toaletach, uzdatnianianiem wody, a nie zajmują się Ebolą.... No i jesteśmy w kolejnym kraju, to Kostaryka. Na pierwszy rzut oka ludzie dużo mniej mili- żaden policjant, celnik czy inny cieć nie uśmiechnął się, nie zagadał, nic.. przejście świeżo po remoncie, nowoczesne... Inny świat.
Zaraz za przejściem jest postój autobusów, można zakupić transport do stolicy lub najbliższej większej miejscowości Liberia. Autobus nie rozsypuje się, nie ma biletera, płaci się kierowcy, samemu trzeba pakować bagaże do bagażnika, drobni sprzedawcy nie mogą wchodzić do autobusu aby sprzedać wodę... Po ostatnich tygodniach w "mniej" cywilizowanych krajach mamy trochę wielkie oczy. Dojechaliśmy przed zmrokiem do Liberii. Miasto ze sklepami, wystawami, dobrymi samochodami. Jak na razie jesteśmy zszokowani cenami. Nie jest tutaj tanio, o nie. Najgorsza wiadomość jest jednak taka, że nie ma ulicznego jedzenia. Nie wiem co będziemy jeść na obiady. Nic to, pora przyzwyczajać się powoli do cywilizacji.
Info dnia:
- opłata za wstęp na przejście 1$
- opłata wyjazdowa 2$
- waluta w Kostaryce colon, 1$- ok.525C
- autobus z granicy do Liberii 1670 C
- nocleg w hotelu Liberia, dormitorium 3 osobowe 11$ \os po ostrym targowaniu z 15$