Wreszcie Śpimy 2 noce na tym samym campingu, nie musimy się zrywać i pakowac, choć i tak po 6 mamy oczy jak 5 zł z rybakiem. Świat po wschodzie słońca potrafi być bardzo głośny. Rozwrzeszczane ptaki i nie wiemy kto jeszcze. Bardzo jest nam potrzebny taki dzień na ogarnięcie się, pranie, może nawet leniuchowanie.
Do naszych kolejnych zakupionych udogodnień należy miska. Można w niej uprac, po odwróceniu służy za stolik, w razie czego można się w niej umyć. Naprawdę mamy tu luksusy.
Tak więc od rana pranie. Potem plazowanie. Ocean Indyjski bardzo lubimy, znamy i wiemy że można się powyglupiac w wodzie, bo do pływania są za duże fale. Woda jest ciepła, a na zewnątrz temperatura piekielna. W St Lucia jest kilka plaż. Na dwóch jest całkowity zakaz kąpania, na trzech można się kąpać na własne ryzyko. Ludzi na plaży prawie nie było. Kilka osób gdzieś w zasięgu wzroku. Plaża wietrzna, piękna, że złotym piaskiem i lazurowa wodą. Nawet nie chciało nam się czytać. Po prostu nie robić nic, kompletnie nic..
Niestety po powrocie na camp okazało się że mieliśmy włamanie do namiotu. Podejrzewamy małpy które tu grasuja. Paskudnie rozerwana siatka, Zalepimy to na razie taśmą, może jakoś to naprawimy po powrocie. Co za wredne małpy! Chyba nic nam nie zginęło. Gdyby to był człowiek, to by otworzył zamek, a że jest szarpana dziura to raczej obstawiamy że to były małpy.
po poludniu poplynelismy na rejs statkiem po jeziorze, niestety poziom wody byl niski i nie plynal najwiekszy i majtanszy statek. w rezultacie, w ostatniej chwili zalapalismy sie na rejs mniejszym. wrazenia super, widzielismy kilka duzych stad hipopotamow. Tym razem krokodyle nie dopisaly licznie.
kolejny udany dzien, a ponizej fotki...