Swaziland nas zaskoczył.... Ilością skorpionów na campingu. Za dnia wszystko wokół wygląda przyjaźnie. Noc pokazuje zazwyczaj jakieś czarne oblicze rzeczywistości. Najpierw zobaczyliśmy jednego niedużego skorpiona, OOo z lekka byliśmy zaskoczeni. Potem drugiego, na szczęście większego, i zapaliła nam się lampka że chyba jest ich tu więcej. A szczytem bezczelnosci było to, jak w nocy skorpion zapieprzal między tropikiem a namiotem i nic nie robił sobie z naszej obecności. Kurde, ciemna noc, wieje i pada deszcz i jeszcze skorpion który chce przejąć lokal.... Na brak atrakcji nie możemy tu narzekać. rano oczywiście nie było śladu po skorpionach, za to wielkie chrząszcze toczyły kulę..
Poludniowa część Swazilandu to głównie plantacje trzciny cukrowej. Mało większych miejscowości, tylko małe wioski i osady. Im dalej od stolicy i atrakcji turystycznych, tym większa bieda. Obraz Afryki jaki znamy z poprzednich wyjazdów. Przekroczylismy granicę z RPA bez problemu i ruszylismy dalej na płd.
Po drodze zajechalismy do małej miejscowości aby wymienić pieniądze. Na 5 banków tylko w jednym można było tego dokonać. Bieganie od banku do banku, a potem operacja przewalutowania trwała 45 min czyli wieczność.
W międzyczasie Adrian znalazł tzw. "chiński market " ( coś dla Marcina B.) w którym było wszystko, a chińska ochrona siedziała na górze, na regalach i pilnowali aby miejscowi nic nie kradli. My zakupilismy krzesełka, bo tego nam tak naprawdę brakuje na campingu. Już mamy dosyć siedzenia po turecku wieczorami. Podarowalismy sobie odrobinę luksusu. Mamy hamaki które zabraliśmy z Polski, ale nie zawsze uda nam się znaleźć drzewo, na którym możemy je powiesić.
Późnym popołudniem dotarlismy do St. Lucia, sennego kurortu nad Oceanem Indyjskim, nad jeziorem o tej samej nazwie. Jest tu kolejny park, tym razem podziwiać można hipopotamy i krokodyle.
Znaleźliśmy camping, na którym jesteśmy "na własne ryzyko" ponieważ w bardzo bliskiej odległości żyją hipki i krokodyle. Camp jest wielki, ale gości jest mało. Jest skromnie, czasy świetności na pewno już minęły, ale jest prąd i ciepła woda no i oczywiście miejsca do grillowania. Cały czas nas to zaskakuje. Baza jest naprawdę mocno rozbudowana. Tylko nigdy nie ma na czym siedzieć, hehe.
Nie udało nam się kupić na dziś rejsu po jeziorze aby podgladac zwierzęta. Brak wolnych miejsc. W rezultacie wylądowaliśmy w kafejce internetowej. Wreszcie dodalismy zdjęcia. Mieliśmy duży problem, bo moje zdjęcia są w dużej rozdzielczości, a internet był bardzo słaby. Musieliśmy zmniejszać je, był problem z programem itd itd. Za 2,5 h zaplacilismy 80 R, to bardzo drogo. Zdjęcia wybieralismy bardzo losowo, poogladamy je dopiero w domu, jak Japończycy po powrocie z wycieczki.
A wieczorem burza z piorunami, a my w cieplutkim namiocie planujemy dalszą podróż. Po 20 już śpimy...