Z rana dojechaliśmy do Royal Natal National Park. Wcześniej mieliśmy w planach, aby pójść gdzieś na szlak, ale uznalismy że nie jesteśmy w stanie. O 9 rano temperatura wynosiła 30 st. I to w cieniu dodam. Żar leje się z nieba... Porobilismy fotki i ruszylismy dalej. Za wstęp do Parku nawet na godzinę trzeba zapłacić 40 R za os, no ale to UNESCO... Góry Smocze są naprawdę urocze, jednak aby je docenić należy wybrać się na pieszą wędrówkę. Piękne widoki, formacje skalne, czasami mieliśmy wrażenie że jesteśmy w USA. Jeśli ktoś ma mało czasu to polecamy wyjazd w jednym kierunku, np. Cathedral Peak.
Po południu dojechaliśmy Amy do granicy z Lesotho, tzw Królestwa niebieskiego. Kolejny kraj- wyspa na terenie RPA. Zamieszkany przez 2 mln ludzi, o powierzchni wielkości Belgii. Kraj prawie cały położony w górach. Wizy już mieliśmy, zakupione w Niemczech, więc bez problemu przekroczylismy granicę.
Niestety wjechalismy w burzę piaskową i z reklamowanych widoków niewiele było widać. Generalnie dużo tu Afryki którą wcześniej znalismy, więcej biedy, brudu i bałaganu. Ludzie są bardzo życzliwi i ciekawi białych. Dojechalismy do campu. Skromnie, bardzo skromnie, ale najważniejsze że przed nocą mamy nocleg, tym bardziej że wieje i sypie piachem po oczach. Niestety łazienki są brudne, RPA wysoko podniosła poprzeczke w kwestii noclegów na kampingu.
Pod wieczór pogoda się uspokoiła, wiatr ustał, można odpocząć. Przed naszymi oczami i namiotem ukazało się pasmo gór. Jest super. Dzisiaj zrobiliśmy sobie świeczkowisko...
Acha, tu też można płacić randami, w przeliczeniu 1:1.
Info dnia
Nocleg 120r za nas