Na campingu na pewno rządzą kaczki. Nie wiemy czy teraz jest sezon godowy czy co, ale od rana dziwne odgłosy do nas dochodzą i przygladamy się jak kaczory wyskakują w pojedynku na tzw. klaty. I znowu przyroda tak blisko nas, może mniej egzotyczna, ale wciąż zaskakujaca.
Dziś pojechalismy do centrum Cape Town, a w pierwszej kolejności do ambasady Namibii. Nie wyrobilismy wizy w Berlinie, bo wydawało nam się że wymagania są zbyt upierdliwe i nie mieliśmy za bardzo czasu. Uznalismy że tutaj będzie łatwiej. Okazało się że niekoniecznie.... Pani z chlodnym dystansem na dzień dobry, wręczyła nam listę wymaganych papierów i formularze do wypełnienia z pytaniami na dwie strony. Co za biurokracja. Ok wypełniamy, wypełniamy z lekką dozą nieśmiałości pytamy się które dokumenty można pominąć, nic nie można pominąć. Największym hitem były: podstemplowany wyciąg z konta bankowego za 3 miesiące oraz list motywacyjny do napisania i to w formie drukowanej!!! Jezusie znajdź tu teraz internet jeszcze. Na szczęście wyciąg nam dopuścili, internet znaleźliśmy, list z planem podróży napisalismy, wszystko wydrukowalismy łącznie z dokumentami wynajmu auta, biletem powrotnym itp. Co za biurokracja, ile papieru, a wkoło trabia aby chronić lasy deszczowe i lasy polskie. Tu chyba nic o tym nie słyszeli. Wracamy do ambasady. W powietrzu nadal wieje chłodem a my grzeczni do bólu. Pani skompletowala ryze dokumentów, zaplacilismy 80R za osobę, za rozpatrzenie aplikacji ( bezwzrotnie) i nie pozostało nam nic innego jak czekać do środy. Tak sobie polepszyliśmy z tą wizą choć jak tu sprawdziliśmy to w Berlinie wymagania są takie same, a jest drozej.
To może kilka słów o Cape Town. Jest to wielkie, naprawdę nowoczesne miasto położone w bardzo malowniczej okolicy. Na Górę Stołową wybieramy się w środę, bo dziś było duże zachmurzenie i zero widoczności. Przeszlismy się za to po Waterfront, nowoczesnej części miasta blisko oceanu i doków. Niesamowite połączenie. Z jednej strony statki, łodzie, a z drugiej dziesiątki restauracji i sklepów. A wokół mnóstwo turystów i to chyba z całego świata. Połączenie które mogłoby wydawać się niemożliwe czyli portowe klimaty i wymagająca komercja. A tu się to udało. Jak dla nas to naglenzbyt wiele osób, zbyt głośno. Ostatnio bardziej kameralnie spedzalismy czas.
W mieście jest wiele nitek szerokich arterii, estakad i przez to jeździ się naprawdę komfortowo, na ile komfortowo można jeździć w obcym wielkim mieście. Kapsztad to nowoczesne miasto że sklepami takimi jak u nas, kompletnie nie czulismy tutaj, że jesteśmy w Afryce. W zależności od statusu mieszkańców i miejsca można zobaczyć piękne domy ( otoczone murem i jeszcze pod napieciem) lub "ocean blachy falistej" czyli slamsy. Różnice w społeczeństwie są tu bardzo widoczne, tym bardziej że od upadku apartheidu minęło już, a moze dopiero 20 lat. Biorąc pod uwagę że przewrót nastąpił na drodze pokojowej to jest to wielki globalny sukces tego kraju. Widać że władza walczy z wielkim bezrobociem tworząc chyba trochę sztuczne etaty pracy, np. na stacji benzynowej przy każdym dystrybutorzy jest pracownik, w sklepach przy kasie jest kasjer i osoba do pakowania zakupów, na każdym parkingu są osoby które wskazują wolne miejsce, w restauracji kelner do jednego stolika. Przyjęte jest aby dawać takim osobom drobne pieniądze, dawać napiwki a tym samym pomagać choć trochę w zmniejszaniu bezrobocia i ubóstwa. Tak naprawdę to ciężkie tematy i ciężkie zrozumienie tej rzeczywistości dla kogoś z Europy.
A wieczorem tradycyjnie braai i steak na kolację..... :-)