Jechaliśmy dziś w stronę Cape Town. Byliśmy lekko zestresowani czy uda nam się znaleźć nocleg w okolicy. Jak by nie patrzeć jedziemy do wielkiego miasta, nad Oceanem.
Rano podjechaliśmy jeszcze na internet do Hermanusa aby spisać campingi po drodze, w okolicy Kapsztadu. Pierwszy z listy camping był w Muizenberg. Nie mogliśmy go znaleźć za cholerę, bo po drodze nie było ani jednego kierunkowskazu. Właściciel bardzo się postaral aby nikt nie mógł tam dojechać. Pytane osoby nie były za bardzo zorientowane. Wreszcie trafilismy na trochę bardziej rozgarnietego Afrykanera, który był bardzo przekonany co do istnienia campu w okolicy. Pojechalismy pod bramę lekko zestresowani, czy będą wolne miejsca. Zaspana pani na recepcji powiedziała "full" Adrian zaczął reklamować nasz malutki tyci namiocik Chevroleta.... I pani łaskawie odpowiedziała że się zmiescimy. Zaplacilismy, podziekowalismy, nasza wdzięczność nie miała granic a po przekroczeniu szlabanu zamieniła się w wielkie zdziwienie. O co tu ... chodzi? Camping jest wielki, a na nim znajdują się dwa!!! rozbite namioty, nasz malutki tyci tyci będzie trzeci. Full to tu jest, ale wolnego miejsca. Adrian mówi że pani nie chciało się wypisać kwitu i dlatego tak powiedziała. Szok. To my już nic nie rozumiemy, szczyt sezonu, camp nad jeziorem, blisko do pięknej plaży i nikogo tu nie ma. Myślę sobie że na bank nie ma ciepłej wody. Nieee, gorąca woda jest, papier toaletowy jest, strażnicy stoją na bramie, chodzą po terenie campingu, trawa przystrzyzona. Fakt, w kuchni mieszkają gołębie, a po campie dumnie spaceruje stado kaczek. Camp czasy świetności ma już za sobą i sprawia wrażenie opuszczonego, ale wszystko tu działa. Miejsce na grila też jest. Tak naprawdę to nie ma się do czego przyczepic. Więc o co tu chodzi?
Rozbijalismy namiot w lekkim szoku, już nie wiem czy Gombrowicz czy Dyzma lepiej by się tu odnaleźli.
W związku z tym że jest miejsce na grila uznalismy, że trzeba jechać po mięso, bo dzień bez braai to dzień stracony.
I tak też minął nam wieczór. Przy ognisku, przy ognisku i wspanialym lokalnym winie, do późnej nocy trwały Polaków nocne rozmowy.