Wczoraj postanowiliśmy, że wrócimy do Odessy aby tam złapać marszrutkę do Kiszyniowa. Nawet nasz Gospodarz mówił że jest to lepsze dla nas rozwiązanie. Niestety w nocy "skończył się" prąd więc rano było nieco zimno, ciemno, ale wciąż z widokiem na morze. Marszrutka sprawnie dowiozła nas do Odessy. Już mieliśmy kupować bilety w kasie do Kiszyniowa, kiedy podszedł do nas jakiś pan z propozycją że jedzie do Kiszyniowa samochodem i zbiera ludzi na podróż. Było trochę drożej ale miało być dużo szybciej. Uznaliśmy że zaryzykujemy. W rezultacie czekaliśmy godzinę na komplet, którego nie udało się zebrać. Pasażerów było czterech i kierowca. Na granicy okazało się że nie mamy karteczki z wyjazdu z Mołdawii ( pieczątki nie dają, bo nie uznają tej granicy z republiką Naddniestrzanska) a mamy pieczątki z wjazdu i wyjazdu z Ukrainy. Lepiej było ominąć Republikę i jechać bezpośrednio do Mołdawii, ale teraz to już za późno... My znowu myśleliśmy że przecież w systemie nie ma informacji że wyjechaliśmy z Mołdawii. A tu się okazuje, że mogą nas nie wpuścić pogranicznicy z Naddniestrza.. Trochę to wszystko skomplikowane. Ale tak tu jest. Przejeżdżamy przez kraj którego nie ma, a jest.... Chłopak który jechał z nami dawał łapówkę Ukraińcom, my musieliśmy dać tym z Republiki po 20 $ za paszport. Nie pytajcie: jak to? Tu logiczne myślenie nie zawsze daje odpowiedzi na nurtujące nas pytania... Reszta na granicy poszła sprawnie. W Tyraspolu przesiedzielismy się do innego auta, na granicy z Mołdawią sami zgłosiliśmy się do pewnego baraku na poboczu z prośbą o rejestrację że wjechalismy do Mołdawii ( choć nie mamy pieczatki że wyjechaliśmy!!! Oczywiście nikt wcześniej nie powiedział nam że powinniśmy wziąć taka karteczkę przy wyjeździe).
Najprostsza rada to jeśli chcesz odwiedzić Naddniestrze to rób to z Mołdawii i wróć, lub z Ukrainy i wróć tam. Nasz sposób też jest do zrobienia ale wymaga pewnej wiedzy...
I wreszcie dojechaliśmy do Kiszyniowa. Zameldowaliśmy się w naszej kwaterze i poszliśmy na rynek. Mamy tylko podręczne bagaże więc nie możemy sobie pozwolić na zbyt duże szaleństwo, ale... suszone śliwki kupiliśmy, duużo śliwek i chałwę. Ser i kiszone zielone pomidory zjemy na śniadanie. Poszliśmy jeszcze na kolację do La Placinte, zjedliśmy regionalne dania i ciekawy deser: suszone śliwki nadziewane orzechami w sosie śmietanowym z nutą wanilii. Palce lizać!! Późnym wieczorem wróciliśmy do pokoju. Jesteśmy dziś zmęczeni drogą, emocjami, pogodą... Dużo było tych nieprzewidzianych atrakcji. Oby tylko jutro karteczka wystarczyła na lotnisku aby spokojnie wyjechać z Mołdawii.