Czasami mamy taki plan aby po prostu nie mieć planu... Aby poddać się rytmowi miejsca gdzie jesteśmy i iść tam gdzie nogi poniosą zainspirowane tym co oczy zobaczą. Tak zrobiliśmy dziś. Po dotarciu do centrum najwięcej czasu poświęciliśmy na zwiedzanie katedry. Byliśmy na dachu! W podziemiach i w samej katedrze. To podobno największy kościół świata... zbudowany w stylu gotyckim-ognistym robi wrażenie. Katedra Duomo jest z marmuru i była budowana setki lat i jest obiektem który potrafi zachwycić. Obok znajduje się Galeria Vittorio Emanuele II, to centrum handlowe dla bogaczy z najdroższymi markami na świecie. Na zabytkowej posadzce znajdują się różne motywy m.in. byka na którym trzeba zakręcić się kilka razy na pięcie aby mieć szczęście i pieniądze... Niedaleko galerii znajduje się najlepsze miejsce tj. "Luimi" z panzerotti, czyli takie niby pierogi, niby bułki z różnym nadzieniem. Niebo w gębie i tyle... Przed lokalem non stop jest kolejka, a ochrona pilnuje porządku... To chyba najlepsza reklama tego fast foodu. Później poszliśmy w stronę dzielnicy Brera gdzie widać było miejscową bohemę. Jest tam trochę spokojniej niż w okolicy katedry ale i też klimaciarsko. Po drodze zaszliśmy do kilku kościołów, do Bazyliki St. Ambrosio, st. Mauricio.. To był bardzo udany dzień, bez pośpiechu, bez napinki... Obowiązkowo zjedliśmy pizzę, wypiliśmy kilka kaw. Prawda jest taka, że moglibyśmy jeść non stop bo knajpa na knajpie i wszystko wygląda apetycznie. Najlepiej zajrzeć tam gdzie jedzą miejscowi, bo ceny niższe i jedzenie jest mniej przekombinowane. W głównych turystycznie miejscach męczą handlarze (zazwyczaj Czarni), wciskają sznureczki szczęścia na rękę, statywy do telefonów, podrabiane okulary i torebki...
Przy największych atrakcjach wojskowi przeszukują torby i wykrywaczami metalu kontrolują każdego z osobna. Bardzo przykładają się do swojej pracy ale przez to wszędzie są kolejki i wydłuża się czas oczekiwania - takie to czasy. Przy każdym pasażu są ustawione wielkie betonowe zapory na wypadek ataku jakiegoś szaleńca - takie to czasy...
W Mediolanie trzeba się postarać aby znaleźć stację metra. Wielkie uznanie dla włodarzy miasta którzy nie oszpecili krajobrazu nowoczesnymi przystankami ze szkła i aluminium... Jest tylko jeden znak i schody w dół, przez to zabytkowe miejsca, budowle nie tracą na swoim uroku. Całe stare miasto to jeden wielki zabytek i frajdę mamy z samego chodzenia po nim. Dziś zrobiliśmy jakieś 15 km chodząc bez planu tu i tam. Lubimy Włochy, a od dziś lubimy też Mediolan. Idealne miejsce na wypad na 2 dni. Dobrze że już wyjeżdżamy bo pewnie byśmy tylko jedli i jedli. A jutro? Vamos! Patagonia wzywa nas, już czas....