Do końca nie wiedzieliśmy czy uda nam się zawitać i postawić stopę na Przylądku Horn. Wszystko miało zależeć od pogody, stanu morza i od kapitana. Po 6 rano ogłoszono, że będziemy mogli dopłynąć na Przylądek. Dziś pobudka była o 6 rano. Wszyscy byli szczerze podekscytowani... Niebo było w kolorze ołowiu, ale nie wiało i nie padało. Wszyscy czekali w kolejce do Zodiaków aby przepłynąć na brzeg. Potem powitanie przez latarnika w galowym mundurze, ponad 100 stopni do pokonania, i jesteśmy! Tak naprawdę Przylądek to wyspa, ale kiedy został odkryty myślano że jest to stały ląd. Horn został odkryty w 1616 roku przez dwójkę Holendrów. Wokół niego zatopione są setki statków którym nie udało się dopłynąć do celu. Przylądek Horn to taki Mount Everest dla żeglarzy... Pogoda jest tu bardzo zmienna, zazwyczaj bardzo nieprzychylna. W chwili obecnej na wyspie jest Park, mieszka tu latarnik z rodziną, jest stacja meteorologiczna, mała kaplica, pomnik.. wyspa jest bardzo mała, nie ma na niej ani jednego drzewa tylko trawy, krzaki.... A dalej na południe nie ma już nic, tylko prawie 1000 km dalej jest Antarktyda. Na wyspie spędziliśmy prawie 2 godziny, porobiliśmy zdjęcia, weszliśmy do latarni, kaplicy. Po powrocie na pokład zjedliśmy śniadanie, które było najbardziej na południe zjedzonym posiłkiem w naszym życiu. Pamiętam jak byłam dzieckiem i uczyłam się na geografii o Przylądku Horn, wydawało mi się że to nieosiągalnym końcem świata, a dziś tu byłam z Adrianem.
Po obiedzie popłynęliśmy do zatoki Wulaya. To miejsce w którym żyli Indianie Yamana. Wybraliśmy się z przewodnikiem na marsz na pobliskie wzgórza. Oprócz poznania historii tego miejsca, udało się spalić trochę kalorii.. Potem jeszcze wizyta w starej stacji wojskowej, w której teraz jest muzeum poświęcone indianom. Oczywiście na koniec gorąca czekolada - dla koneserów z whisky- i powrót na Australis. Po południu w jednym z barów zasiedlismy z naszymi znajomymi "od stolika" i tak mijały godziny do obfitej kolacji, potem znowu rozmowy. Późnym wieczorem odbyła się aukcja mapy nawigacyjnej z tego rejsu. Wylicytował ją jakiś bogaty pan z Francji za 3000 $. Na koniec był jeszcze toast za udany i szczęśliwy rejs, za pobyt na Przylądku Horn, a potem długie rozmowy do nocy.