Doba w autobusie to kupa czasu. Im mniej komfortowy autobus, tym bardziej czas się dłuży. Toaleta bez zamknięcia, bez papieru... słabo. Niestety, nigdy nie wiadomo do końca jaki poziom trzyma dany przewoźnik i co nas zaskoczy. Większość drogi w nocy wiodła po drodze szutrowej. Autobus jechał bardzo wolno, a w środku było naprawdę głośno. Raz było za zimno, raz za gorąco. Zwariować można było. O 7 rano mieliśmy przesiadkę i kolejne 12 godzin w drodze. Kierowcy specjalnie nie rozpieszczali nas postojami. Przez 12 godzin zrobili dwa... Wreszcie dojechaliśmy do Bariloche. Niestety, tym razem zostaliśmy wysadzeni w centrum, a nie na dworcu. Oczywiście zagotowaliśmy się, bo transport mieliśmy opracowany właśnie z dworca i chcieliśmy się dowiedzieć jak można jechać dalej. Z reguły lepiej jest wysiadać w centrum, ale zawsze musi być na odwrót ;-). Jakoś dogadaliśmy się odnośnie dojazdu na kamping, złapaliśmy odpowiedni autobus, potem jeszcze marsz pod górę i dotarliśmy na kamping. Niezły, choć czas tam się zatrzymał... Na szczęście śpimy w swoim namiocie. Jest kuchnia i ciepła woda w łazience, co po 24 godzinach w starym autobusie nie jest bez znaczenia. O Bariloche napiszę jutro, dziś trzeba iść spać.