Siedzimy juz w samolocie do Quito. Dochodzi polnoc, troche zmlaskani jestesmy. Nie mamy jeszcze na dodatek miejsc obok siebie, wiec kolejne 15 godz bedzie bardziej milczace niz gadajace.
Przestawiamy zegarki, roznica czasu wynosi 7 godz i jet lag nas dopadnie jak nic. Oby jeszcze choroba wysokosciowa nas nie chciala dopasc, ale o tym jutro...
Ten wyjazd jest nieco inny niz poprzednie, poniewaz wyjechalismy na dluzej i pierwszy raz nie mamy do konca poczucia bezpieczenstwa. Tak duzo naczytalismy sie o roznych historiach w Ameryce Pd, ze zalàpalismy faze na brak zaufania. Nie czulam tego przed wyjazdem do Azji ani Afryki. Czas pokaze, co jest nam pisane...
Po 4 startach i 4 ladowaniach dolecielismy do Quito:)