Przed siebie, codziennie, niezmiennie, doslownie i w przenosni, bo szkoda zycia, by w miejscu stac....
Dzien zlecial nie wiadomo kiedy, latalismy dziury, czy tez gasilismy male pozary, jak to zwykle przed wyjazdami. Sandaly Adriana zostaly nad morzem- zakupic, moj ulubiony grzebien zostal nad morzem (nie przezylabym gdyby mi go ukradli)- zakupic. Aby zobaczyc skutki huraganu, nie trzeba jechac na Karaiby, wystarczy zajrzec do nas do domu. Wszystko porozkladane, na lewo i prawo, listy list na kazdej kolejnej kupce. I pytania mocno egzystencjonalne: "brac czy nie brac, oto jest pytanie... ", egzystencjonalne bo dotycza naszej egzystencji przez kolejne tygoenie na wyprawie, a wiec czy 3 czy 4 koszulki, czy polara jeszcze brac czy nie?
Generalnie jestesmy mistrzami w pakowaniu, glowny plecak 10,600 kg a Adriana 14,700 . Trening czyni mistrza, w tym temacie tez. Ale i tak pakowalismy sie dlugo, bo ostatnie zycie na 2 domy troche skomplikowalo tematy lokalizacji sprzetu.
)grzebien kupilam w Szczecinie, ale go zapomnialam, ha ha i kupilam nowy w Berlinie:))