Rano postanowilismy, ze zostaniemy tu o jeden dzien dluzej. Ostatnie kilka dni, to bylo ciagle przemieszczanie, chcemy pobyc dluzej w jednym miejscu, aby odpoczac, ponadrabiac zaleglosci na necie:) Zostajemy pomimo deszczu i wiatru.
Mamy dobry pokoik, z ogrzewaniem, ciepla woda, chcemy poleniuchowac.
Miasteczko jest urocze, choc nie zachwycajace. W zatoce jest sporo domow na palach. Generalnie kroluje tu zabudowa drewniana, co jest zaskoczeniem przy tej wilgoci.
Spedzilismy ladne pare godzin na internecie, ale dodalismy zdjecia, od Wyspy Slonca, od 14.11. Bardzo sie z tego cieszymy, bo zaleglosci byly duze.
Za to, ze przekroczylismy czas na komputerze o 1 minute, pan chcial od nas kase za kolejna godzine. Chyba to lekka przesada, cholerka, nie lubie takiego traktowania, czasami jestem w szoku, skad ludzie "biora taki tupet"? Nie chcemy zaplacic, nie placimy.
W Chile widac duze wplywy Niemcow. Duzo jest knajpek typowo niemieckich, w okolicy jest nawet niemiecka osada, ale w ramach bojkotu nie jedziemy tam, bo mamy Niemcow w domu, za miedza.
Zdecydowana wiekszosc ludzi w Chile jest bardziej biala, niz czerwona. Nadal jezyk angielski rzadko bywa w uzyciu. Ale my coraz lepiej po hiszpansku, konstrukcje zdania sa lamane, ale skuteczne:)
Ludzie na ulicach sprzedaja truskawki, czeresnie. Nie chcemy jesc owocow, ktorych sie nie obiera ze skorki, aby znowu czegos nie zalapac. Pozeramy banany, pomarancze i wszystko inne co mozna wygrzebac ze skorki, zawsze ta jakas ochrona przed pierwotniakami. Zajadamy sie buleczkami z owocami lub miesem sprzedawanymi na ulicy. za kazdym razem nowe miejsce potrafi lekko oczarowac nas czyms innym do zjedzenia.
Caly dzien chodzilismy po miasteczku, zatoce, uliczkach... takie to nasze lenienie, nie potrafimy usiedziec na miejscu:)
A na obiad jedlismy pysznego lososia...