Budzimy sie w kompletnie innym swiecie.. Wsrod zieleni, trawy, kwitnacych bzow, stokrotek, gdzie domy sa kolorowe. To poludnie Chile, jeszcze przed Patagonia. W nocy padal deszcz, juz chyba zapomnielismy co to deszcz... ostatni raz padal w Ekwadorze.
W Porto Montt kupujemy bilety na wyspe Chilloe, do Castro. Sara pozostaje tutaj, bo jedzie do Patagonii. Ona ma duzo czasu i moze jechac kolejne dwa dni autobusem w jedna strone, my niestety nie, nie wyrobimy sie na nasz powrotny samolot.
Zegnamy sie bardzo serdecznie i mamy nadzieje ze kiedys sie spotkamy:)
Ja bardzo lubie ludzi, tu i wszedzie gdziekolwiek jestem:) Kazdy czlowiek jest inny, kazdy ma w sobie cos ciekawego, kazdy ma swoje zdanie na jakis temat. Bardzo sympatyczne jest to, ze z kazdej podrozy "przywozimy" jakas znajomosc, a jeszcze sympatyczniejsze jest to, ze ciagle mamy kontakt z poznanymi ludzmi gdzies na naszym "szlaku".
Po kolejnych 3 godz. w autobusie, po przeprawie promem wysiadamy w Castro, miejscowosci jak z filmu "Przystanek Alaska". Wokol domy jak baraki, altanki w roznych kolorach, drewniane, wszystko jest mocno prowincjonalne. Przed nami widok na zatoke, kutry, lodki...
Prowicja, to najlepsze okreslenie miejsca, do ktorego zawitalismy. Wybralismy mniej obskurny hotelik z ciepla woda. Musimy sie wykapac i zrobic pranie. Nie jest tu goraco, wiec nie mamy ochoty na zimny prysznic. Czasami, dla zdrowia psychicznego potrzebujemy cieplej kapieli. Moje dlugie wlosy wymagaja dluzszego plukania,a ja czasami mam juz dosyc zimnego prysznica w zimny dzien. Ale jak nie ma cieplej wody, to tez da sie zyc, trzeba tylko mocniej zeby zaciskac podczas kapieli:)
Caly dzien chodzimy po miasteczku i jak mieszkancy odbijamy sie leniwie od kolejnych knajpek. Troche jestesmy zmeczeni dwoma dobami w autobusach.
Troche czujemy sie jak w domu nad morzem, lataja tu mewy nad glowami, slychac szum wody. W powietrzu wiosna, dla nas juz druga w tym roku... Kolejna wiosna szczesliwa i optymistyczna:)
A wieczorem tradycyjnie gry, prawie hazardowe, film, ja pisze notatki, Adrian podlicza kaske i wydatki. Cos grzebiemy na mapie i myslimy o tym co bylo, jak wiele sie wydarzylo, ile juz miejsc odwiedzilismy, niesamowite:) Czasami mysle ze to jakis sen, na szczescie to jawa:)
an