Po 10 godz jazdy autobusem obudzilismy sie w slonecznej krainie, z blekitem nad glowami. Szybkie przepakowanie do kolejnego autobusu, 2 godz jazdy i jestesmy nad oceanem, na troche spoznionych wczasach.
Jestesmy w Valparaiso, dosc lubianym i modnym kurorcie, gdzie chilijska bohema przesiaduje w knajpach i mysli...
Miasto, jak dla nas jest za duze, jesli chodzi o wypoczynek. Duzy ruch na ulicach. Domy kaskadowo usytuowane za zboczach gor, schodzacych do oceanu, uliczki ciasne, wszystko mocno podniszczone. Dla nas najwazniejsze jest to, ze swieci slonce i jest cieplo.
Od rana mielismy mala przygode z pokojem do wynajecia. Zaczepila nas jakas pani na dworcu, ze wynajmuje pokoje, ok zgodzilismy sie pojsc i zibaczyc jaki to pokoik. Okazalo sie, ze nie moglismy wejsc do jej mieszkania, bo tak ciasny byl korytarz i zagracone wejscie. Dziekujemy, nie bedziemy sie czolgac po schodach. Babcia nie odpuszcza i prowadzi nas na druga strone ulicy. Tu korytarz szeroki, ale pokoj bez okna- dziekujemy, wojny nie ma, w bunkrze siedziec nie bedziemy:) Kolejny pokoij bylby do przyjecia, ale na lozkach byly robaki, duuuuzo robakow, jakby plantacja albo wylegarnia. Szok. Dla mnie to byly mole... CZujny Adrian je namierzyl. Ja rozumiem, ze moga byc brudne, obdrapane sciany, stare lozka, ale z robakami spac to przesada. I jeszcze trzeba za to zaplacic. Po wypakowaniu, pakujemy sie i dziekujemy za goscinnosc, dosc krotka...
Szukamy dalej, ciazy nam "ruska torba" z pamiatkami, cieplo, za cieplo na nasze stroje... Wreszcie trafiamy na skromny, ale czysty pokoik. Szybkie kąpanie i w miasto. Pochodzilismy po centrum, rynku, porcie, poleniuchowalismy na plazy, pojezdzilismy "windami- kolejkami" ulokowanymi na zboczach gor.
Woda w Oceanie Spokojnym jest niewiele cieplejsza niz woda w naszym Baltyku (i hotele Ladniejsze u nas:). Choc na plazy bylo goraco, nie skorzystalismy z kapieli w oceanie. I tak patrząc przed siebie, słuchajac szumu oceanu, zerkajac na chodzace kraby spedzilismy ostatnie popołudnie w Ameryce.Totalny luzik, nigdzie sie nie spieszymy, klapki, krotkie spodenki, slonce nad glowami. Wreszcie czas na relaks i nicnierobienie. Choc my za dlugo tak nie potrafimy.
Wieczorem uczcilismy udany urlop drinkami z Pisco, a powodow do radosci jest wiele: że cali, że zdrowi, szczesliwi...wracamy do domu!
an