To sie troche nazmienialo w naszych planach na zwiedzanie. Wracajac z Dzibuti chcielismy otrzymac na lotnisku wize welokrotna, a nie pojedyncza. Okazalo sie, ze nie wydaja jej na lotnisku tylko w biurze emigracyjnym. W tym wypadku nie bedziemy po raz kolejny placic za wize i rezygnujemy z Somalilandu, nie bedziemy za wszelka cene zabijac sie, aby tam dojechac, innym razem;). A nie mozna jej dostac na przejsciu z Somalilandem. Zalatwienie wizy to starata kolejnych 2 dni i dodatkowe oplaty.
Dolecielismy do Bahir Dahr z przesiadka w Addis, choc ladowanie w stolicy nie nalezalo do miekkich, cholera, twardo bylo, ale jestesmy cali i samolot tez:)
Zdecydowalismy sie na hotel Gion, bo mial dobre recenzje w relacjach, ale tez oferowali darmowy przejazd z lotniska do centrum. Hotel drogi jak cholera, 177br, ale znowu jestesmy na bardzo turystycznym szlaku. Hotel jest ladnie polozony, na brzegu jeziora, w pieknym ogrodzie pelnym kwiatow, podobnych do naszych Hiacyntow. Mamy lato i to w pelni:)
Dosc mocno zmlaskani jestemy, bo spalismy tylko pare godzin, a od 4.30 jestesmy na nogach. Jeszcze na dodatek mala zmiana klimatu i wysokosci... Ale to nic, jak sie dzis wyspimy to jutro jak mlode bozki ruszymy znowu przed siebie:)
Od dzis zaczyna sie nowy rozdzial naszej podrozy: zwiedzamy polnoc, czyli historyczny szlak.
Obecnie jestesmy w Bahar Dahr. W jego okolicy zbajduje sie wioska Tys Abay z ktorej spacerkiem mozna dojsc do wodospadu Tiss Ysat. Woda spada z wysokosci ponad 40m, na szerokosci okolo 400m. Jest to widok imponujacy. Choc teraz jest pora sucha to i tak robi to duze wrazenie, a co dopiero w porze deszczowej!
Sa dwie drogi dojscia do wodospadu, I wiaze sie z przeprawa lodzia przez Nil, II prowadzi przez portugalski mostek z XVIw. (prawdopodobnie do spoin miedzy kamieniami uzywano bialek z jaj:) My wybralismy druga droge, widoki byly piekne, wszedzie wokol duzo zieleni, uprawy. Spacerkiem przez wioske, troche pod gore, a troche w dol i doszlismy do wodospadu.
Naczytalismy sie sporo o natrectwie dzieci w tym rejonie. My jednak spotkalismy dzis pare dzieciaczkow, ale nie byly ogoniaste. Jedna z panienek miala na maxa opracowane rozmowy biznesowe ( Hej mister, daj mi dlugopis, nie mam, to daj cukierka, nie mam, to zrob mi zdjecie i daj mi pieniadze....) Generalnie spotkani ludzie byli dosc mocno na dystans i bardzo nas obserwowali. Mezczyzni zawsze z laska, kocykiem otulajacym ramiona, w krotkich spodenkach. Kobiety z bardzo krotkimi wlosami (nie nosza tu na wsi warkoczykow), w zielonych zawsze sukienkach. Oczywiscie wszyscy napotkani ludzie byli na boso.... Ich ubrania byly wielokrotnie pocerowane, wrecz rozlazily sie ze starosci, nedza okrutna. Kobiety bardzo czesto mialy tatuaze na... twarzy. Wedlug naszych standartow estetycznych nie wyglada to ladnie, ale tu jest Afryka, wiec panuja inne wzory pieknosci. Ludzie czesto nosza na sobie biala chuste z bawelny, bezwzglednie nakladana na nabozenstwa w kosciele.
Ludzie Ci maja choc jeden problem z glowy - wode. Generalnie rzeka i jej doplywy sprawiaja, ze okolica jest bardzo zielona i urodzajna.. jednak czuc tu przejmujaca biede i widac na kazdym kroku, ze ludzie ci nie maja pieniedzy. Chaty bardzo ubogie, szkola z bali, drogi bez asfaltu, kazdy probuje cos sprzedac.
Po powrocie poszlismy na obiadek, na nasza ukochana yndzere. Dzis jest sroda, dzien postny, tak jak i piatek, wiec w knajpach dla lokalesow trudno zamowic jakies mieso, zamowilismy yndzere z warzywami, pycha:) Dziewczyny w knajpie byly bardzo mile, widzielismy czesc ceremonii parzenia kawy (ktora potem skosztowalismy) a na pamiatke, Adrian zrobil mi pamiatkowe zdjecie.
Dzis urwal mi sie pasek od sandala. Na szczescie wszyscy rzemieslnicy tutaj pracuja na ulicy. Znalezlismy bardzo mlodego szewca, ktory zszyl mi bucik za cale 10br. Zapewne cena objela podatek od bialej twarzy, ale zgodzilismy sie, bo byla to zaplata za usluge, a nie zebranie.
Na ulicy siedzi tez mnostwo pucybutow. Maja swoje patenty, jak ze zuzytych adidaskow zrobic biale nowki! To niesamowite, w tak biednym kraju, gdzie liczy sie kazdy grosz, ludzie wydaja pieniadze, aby chodzic w czystych butach. Jesli pada deszcz to buty trzeba czyscic nawet kilka razy na dzien, bo kazda boczna ulica od glownej tonie w glinie i blocie, czego sami juz tez doswiadczylismy. Nawet jesli ktos ubrany jest skromnie i ma buty, to zazwyczaj ma czyste buty. Taka kultura...
Etiopia jest piekna, warta zobaczenia, pomimo pietna biedy potrafi zachwycic. I to nie jeden raz:)