Wstaliśmy o piątej rano, aby zobaczyć wschód słońca i budzące się życie nad Gangesem. Brzmi trochę komercyjnie, ale uważam, że warto to przeżyć. Oczywiście były łódki, na których obsługa przechodziła samych siebie, np. serwowano herbatkę… Rejs kosztował 50r za osobę i trwał ponad godzinę. Wokół było bardzo wielu turystów na łodziach, całe sklepiki z pamiątkami wystawione na łodziach, panowie i dzieci sprzedające lampki oliwne do puszczania na wodzie. Podpłynął do nas pewien pan i chciał abyśmy puścili taką lampkę, to będzie dobra karma na dziś, podziękowaliśmy grzecznie, ale pan nie wytrzymał sprzeciwu i trochę nas ofukał, oby nie było złej karmy… Cholera przecież mamy prawo nie chcieć puszczać lampek.
Na Ghacie Manikaranika wciąż płoną stosy, całą dobę. Zrobiłam zdjęcie, mam nadzieję, że nikogo tym nie uraziłam. Słońce powoli wstawało, a wokół ludzie kąpali się w Gangesie, obmywali swe ciała, modlili się. Było coś niesamowitego w tym widoku. Był w tym spokój i nadzieja. Jogini uprawiali jogę na brzegu rzeczy, sadhowie medytowali, niektórzy zgromadzeni na brzegu ludzie śpiewali i grali na dzwonkach. Była to energia trudna do odnalezienia w innym miejscu na ziemi. Bardzo wiele osób było w podeszłym wieku, to właśnie najstarsi ludzie pielgrzymują najchętniej do Varanasi, bo śmierć tutaj uwalnia od reinkarnacji. Starcy siedzą nad brzegiem Gangesu i czekają na śmierć, z wielką nadzieja i spokojem.
W Gangesie ludzie nie tylko kąpią się i obmywają swe ciała, myją też zęby(!), piorą ubrania, pościel (zapewne hotelową he, he), myją naczynia. Korzystają ze świętej wody, jak z każdej innej wody. Ta rzeka rzeczywiście musi być święta, bo zanieczyszczenie przekracza wszelkie dopuszczalne normy, a nic nikomu się nie dzieje. Widzieliśmy dziś jak bardzo brudna jest woda w Gangesie, pływają w niej różne dziwne rzeczy, tobołki z zawartością, którą trudno sobie wyobrazić, śmieci, stare kwiatki, wypalone lampki i popiół z kremacji. Najdziwniejsze jednak jest to, że ta woda nie śmierdzi. A rozsądek ciągle podpowiada, aby trzymać się od niej z daleka.
Rejs po Gangesie to na pewno duże przeżycie. Po 7 rano wróciliśmy do hotelu i uznaliśmy, że położymy się jeszcze spać. Uchyliliśmy okno, bo wiatrak był mocno warczący, a przez to bardzo wkurzający (nocą to przetrzymaliśmy, ale teraz chcieliśmy świeżego powietrza). Nagle na parapecie okna usiadła małpa, nie wiedziałam, że tak głośno potrafię krzyczeć. Chciałam ją wystraszyć, a poza tym bałam się że wejdzie do pokoju i nas ugryzie, albo coś ukradnie. Adrian zerwał się równe nogi. Chyba się wystraszyła. Widzieliśmy wczoraj i dziś jak małpy latały po budynkach, ale nie wiedziałam, że są aż tak odważne, żeby pakować się do pokoju. Zamknęliśmy okno i w objęciach warczącego wiatraka poszliśmy spać. Co za małpa…
Śpimy na Ghacie Manikaranika w Mishra Guest Hause. Pokoje są skromne, ale czyste i jest ciepła woda, pokój 2 osobowy kosztował 400r. Pościel jest prana w wodzie w hotelu, a nie w rzece (zapewne w filtrowanej wodzie z rzeki, ale zawsze), na dachu zaś jest restauracja z pięknym widokiem na rzekę. Jedyny minus, to długa i kręta droga do taxi. Adrian ma kompas, więc pewnie uda nam się wyjść z tego labiryntu na nocny pociąg do Kalkuty o czasie.