Geoblog.pl    przedsiebie    Podróże    Indie, Bangladesz 2010    Poszukiwania rakiety
Zwiń mapę
2010
11
lis

Poszukiwania rakiety

 
Bangladesz
Bangladesz, Khulna
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12716 km
 
Wstaliśmy rano ponieważ wynajęliśmy łódkę, aby popłynąć do Sundarban, czyli zobaczyć słynne lasy namorzynowe. Spotkani Polacy odradzali nam wycieczkę całodzienną, która i tak trwa tylko 6 godzin, i na dodatek kosztuje aż 100$ razem ze wszelkimi pozwoleniami. Dociera się tylko do granicy lasu, nie można zostać na noc, a tak naprawdę płynie się dłużej wzdłuż rzeki. Za radą Rodaków dopłynęliśmy do Karamjal Forrest Station (200 TK os), gdzie można zobaczyć co to są lasy namorzynowe, jak wyglądają i pachną. A więc, jest to wielka kupa błota w lesie. Widok jest niesamowity i dla nas nieznany, nie rośnie trawa, ani kwiaty tylko jest błotniasto – gliniaste podłoże, po którym ganiają głównie kraby, a wokół rosną drzewa, gęsto, jak w dżungli. Przy odrobinie szczęścia można spotkać małpy. Tygrysów nie widzieliśmy, choć jest to miejsce, gdzie podobno dość często można je spotkać (nie to co w Indiach, gdzie tygrysy są prawie oswojone). Zobaczyć same lasy to jest ciekawe doświadczenie samo w sobie. Działają na wyobraźnie… Dodatkowo w parku można przejść się po, i w błocie „spacerkiem”, ale my nie mieliśmy na to ochoty. Wydaje się że lokalesi nie potrafią do końca znaleźć sposobu na „sprzedanie” lasów namorzynowych jako atrakcji turystycznej. Z drugiej strony Stacji w wielkich basenach ogrodzonych betonowymi płotami znajdują się krokodyle, jest tam też szpital dla zwierząt: parę małp w klatce, jelonki na wybiegu. Nie bawi nas oglądanie zwierząt na uwięzi, więc nie zagłębialiśmy się w temat. Wstęp do serca lasu jest niedostępny dla zwykłych śmiertelników. Zresztą jak długo można mieć frajdę z chodzenia w błocie? Szybko się nudzi.
Z całej wycieczki tak naprawdę dla nas najciekawszy był sam rejs, ponieważ widzieliśmy dziesiątki delfinów słodkowodnych jak skakały w wodzie. Widok był niesamowity. Najpiękniejsze są zwierzęta na wolności, bez dwóch zdań. Wracaliśmy od strony wiosek, które powstały na brzegu rzeki. Widzieliśmy ludzi którzy żyją tam bez prądu, bieżącej wody, to kolejny koniec świata, choć pomimo wszystko malowniczy.
Po powrocie ewakuowaliśmy się z hotelu, ponieważ dziś musimy zarezerwować bilety na łódź, tzw. rakietę, która kursuje do Dhaki. Wczoraj nie mogliśmy dojść do ładu kiedy łódka płynie. Manager hotelu poradził nam, abyśmy pojechali do Kuhlny, bo tam możemy kupić bilety na pierwszą klasę i dowiemy się wszystkiego z pierwszej ręki. Złapaliśmy mały, niski autobusik i tym razem bez nadkompleciku, dojechaliśmy za 70 tk. Potem jeszcze prom na drugą stronę rzeki i łapanie jakiegoś transportu do „biura rakiety”. Bardzo mocno zapraszali nas rikszarze rowerowi do wspólnej przejażdżki, ale po przymiarce uznaliśmy, że nie zmieścimy się z naszymi plecakami. Pojechaliśmy motorikszą. Pan kierowca oczywiście nie do końca wiedział gdzie ma nas wysadzić, wciskał kity, że bank to biuro… Wreszcie ktoś pokierował go w dobrą stronę i dojechaliśmy. Biuro było zamknięte, ktoś życzliwy poszedł po pana, który miał klucze, ale nie mówił po angielsku i znowu mieliśmy problem aby się dogadać, my swoje, on swoje (dla nas niezrozumiałe). Wreszcie wspólnymi siłami przy pomocy dwójki dzieci, kolejnego pana z ulicy, ustaliliśmy, że mamy podjechać do innego biura w centrum. Motorikszy nie było, więc dziadek złapał nam rowerową, na którą upchaliśmy się w pozycjach zaawansowanej jogi. Przejażdżka rikszą z dużymi plecakami na sobie – bezcenne! Dziadek dojechał do biura, a przy rozliczeniu zastosował stary numer: 10TK, ale za jedną osobę, więc mamy zapłacić 20! Już nam się nie chciało gadać, ale lekko zgrzaliśmy się. To nie są duże pieniądze, ale chodzi o jakieś zasady. Wreszcie jesteśmy w biurze rakiety. Dziadek urzędnik mówi po angielsku i rezerwujemy bilety. Transport mamy dopiero jutro w nocy. Udało nam się nawet zabukować pierwszą klasę, więc mamy swoją kajutę.
Obok biura jest bardzo ładny hotel Jalico (690TK). Pokoje są bardzo czyste, ale w łazience przed chwilą, Adrian odkrył mega wielkiego karalucha w zlewie i teraz trochę mniej nam się tu podoba… Jednak ogólnie, w porównaniu z wczorajszym hotelem, ten jest o niebo lepszy.
Po obiadku (pyszna ryba curry), postanowiliśmy przejść się przez centrum. Tutejsi mieszkańcy nie dają nam chwili wytchnienia, by trochę nie poboksować się o ceny. Spotykamy jednak bardzo wielu serdecznych i uśmiechniętych ludzi, bezinteresownie pomagają nam znaleźć to, czego szukamy. Nadal i ciągle wzbudzamy sensację na ulicach, jak tylko się zatrzymamy, od razu mamy wianuszek adoratorów i obserwatorów. Próbujemy tego nie zauważać, ale to nie jest takie proste. Co chwilę ktoś trzaska mi, nam fotki telefonem komórkowym – bezcenne.
Choć jesteśmy w Ludowej Republice Bangladeszu, to musimy przyznać, że nie rzuca się w oczy rzeczywistość ludowa. Na ulicach mało jest policjantów, nie ma afiszowania się z bronią, nie widać wojska. Ulice są dość czyste, nie walają się śmieci tonami. W porównaniu z Indiami, to mamy wrażenie że tu jest większa swoboda i porządek. W Indiach na każdym większym skrzyżowaniu stali policjanci, często z bronią maszynową. Na dworcach, w metrze itp. wszędzie były posterunki zbudowane z worków z piaskiem. Nawet w pociągach byle SOKista miał taką luśnię na kasztany, że Rumcajs wysiada…
Udało nam się znaleźć kafejkę internetową, więc uzupełniliśmy wpisy – ale łącza tu wolne..
Wracając pod wieczór, jechaliśmy znowu rikszą rowerową. Kierowca zgubił drogę, albo też nie wiedział za bardzo gdzie chcemy dojechać. Pokierowaliśmy go wg mapy i wskazówek pieszych. Jak dojechał do naszego hotelu, to chciał większą zapłatę niż się umawialiśmy, bo dłużej jechał. Ale to chyba powinien być jego problem, nie nasz.
Zapomniałam napisać wczoraj, że przekraczając granicę zmienił się czas - o pół godziny. Także teraz różnica czasu w stosunku do Polski wynosi 5 godzin, a to już całkiem sporo. Czy trudny będzie powrót do polskiej rzeczywistości.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (48)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
przedsiebie

Ania i Adrian
zwiedzili 39% świata (78 państw)
Zasoby: 636 wpisów636 1292 komentarze1292 4444 zdjęcia4444 14 plików multimedialnych14
 
Nasze podróżewięcej
02.11.2019 - 15.12.2019
 
 
11.12.2018 - 30.01.2019
 
 
31.10.2017 - 15.12.2017