O szóstej mieliśmy pobudkę, ponieważ dopłynęliśmy do Dhaki. Nabrzeże zrobiło na nas fatalne wrażenie - brudno i ciasno. Jeszcze na dodatek weszliśmy w okolicę, gdzie na ulicy hodowano i sprzedawano krowy. Setki krów, które stały w środku miasta i czekały na transport. Wokół estakada, wieżowce, ulice i krowy… Widok bardzo przygnębiający, zwierzęta zmęczone i brudne. Ciężki poranek.
Dotarliśmy wreszcie do hotelu, nazwa Imperial brzmi dumnie, gorzej z prezentacją. Patrząc na marmurowy hol, człowiek spodziewa się pięknych pokoi, no ale to raczej nie w tym kraju. Pokój mamy przyzwoity, za 850TK. Wielkim plusem jest ciepła woda, nie pamiętamy kiedy ostatnio załapaliśmy się na wrzątek.
Dhaka to kolejne miasto, gdzie na drogach królują riksze rowerowe. Dziś jest niedziela i być może ma to wpływ na nasilenie ruchu, ale na ulicach prawie wcale nie widzieliśmy samochodów. Generalnie jesteśmy w szoku, bo dziś (przez cały dzień) spotkaliśmy na ulicy tylko kilka kobiet!!! Sami mężczyźni, setki mężczyzn. Zdecydowana większość sklepów to materiały, koszule, dżinsy dla facetów. Jeśli chodzi o stroje damskie, to widzieliśmy parę sklepów z sari i tylko kilka z konfekcją damską. Szok. Albo w ten sposób kształtuje się populacja, albo Allach nakazał pozamykać kobity w domach. Jesteśmy w stolicy, jest tu uniwersytet, gdzie są więc młode dziewczęta?
Bangladesz nie jest przygotowany na najazd turystów, nie ma tu kompletnie sklepów z pamiątkami. Nie było na prowincji, nie ma też w stolicy. Jeśli ktoś planuje większe zakupy, niech nie nastawia się na ten kraj - kupować trzeba w Indiach. Z drugiej strony to fajnie że nie ma turystów - kolejny koniec świata w którym to my jesteśmy nie lada atrakcją ;). No i w porównaniu z Indiami mało nas zaczepiają Dodam, że pojawiła się w sklepach masa tandety z Chin, w Indiach nie było tego widać.