Chiang Rai nas rozczarowało. Tak naprawdę to nie ma nic ciekawego do zobaczenia w mieście, oprócz paru świątyń. To miejsce, w którym zatrzymują się turyści głównie z powodu wyjazdu lub przyjazdu z Laosu. Miasto jest małe, bez korków, ale i bez większego uroku.
Okoliczne atrakcje przedstawiane w agencjach turystycznych kompletnie nas nie zainteresowały. Wszystko mocno na siłę… Dziś po prostu wyspaliśmy się, pochodziliśmy po uliczkach miasta na totalnym luzie. Chcieliśmy jechać do White Temple, ale taxi okazało się baardzo drogie, nieadekwatne do wycieczki, więc uznaliśmy, że nic na siłę. Nawet jak nic nie zwiedzamy, to i tak jest super bo mamy tu zajefajne lato, ciągle chodzimy w krótkich spodenkach i zapijamy się zimną kawą….
Spotykamy wielu turystów, w różnym wieku, choć głównie w podeszłym. Często starsi europejczycy przyjaźnią się z Tajkami, głównie w bardzo młodym wieku. Hmm, jeśli wszyscy są szczęśliwi, to ich sprawa, ale wygląda to mało przekonująco…
Dziś rano odkryliśmy, że nasza obecna podróż na blogu była już wyświetlana ponad tysiąc razy! Dziękujemy za zainteresowanie i poświęcany nam czas. A aktywistom szczególnie dziękujemy za trafne i bezcenne komentarze, bo już nam tęskno za Wami w realu. A co po powrocie? Film i pytania kontrolne, więc będzie wesoło;)
Jak już wspominaliśmy wczoraj, kupiliśmy bilety do Bangkoku. Kupowaliśmy w jednej z agencji naprzeciwko dworca autobusowego. Adrian spytał się prawie o wszystko: jaki, za ile, kiedy, o której, gdzie w BKK…. Ale jak wiemy, „prawie” czyni wielką różnicę, po zapłaceniu za bilet dowiedzieliśmy się, że autobus nie jedzie z tego dworca, tylko z innego. Trochę nas to zaskoczyło. Powinniśmy wreszcie się nauczyć, że nie wszystko jest logiczne i nie wszystko musimy rozumieć. Kupowanie biletów przy dworcu nie musi wcale oznaczać, że to TEN dworzec, ha ha… A wieczorem ocenimy jeszcze jak bardzo realny autobus różni się od autobusu ze zdjęcia i ocenimy jak kosmiczny jest żyrandol;)