Wstaliśmy rano, ciepło pożegnaliśmy się z naszymi Gospodarzami i poszliśmy na dworzec. Wzięliśmy marszrutkę do Yerewania z dworca, a nie spod dworca. Nawet kupiliśmy bilety w kasie. Cena 4500 dram za osobę. Miejsca niestety były numerowane i musieliśmy usiąść wg kwita. Pechowo na samym końcu, pechowo bo śmierdziało spalinami, pechowo bo mało miejsca na nogi. Jechaliśmy 5,5 godziny. Widoki za oknem wynagradzały niemal wszystko. Dziś jest ciepło i jest bardzo przejrzyście. Na postoju spotkaliśmy Polaków którzy podali nam namiar na nocleg w Yerwaniu. Niestety w hostelu Grammy (ul. Heratsi 57, niedaleko uniwersytetu medycznego) nie było już wolnych miejsc. Pomogli nam znaleźć inny nocleg. I tak oto znaleźliśmy się w Hostelu Rafael ul. Khanjyan 39/5. To naprawdę bardzo dobra miejscówka. Czysto, duże wspólne pokoje, miły właściciel, blisko do centrum. Za rogiem jest nasza już ulubiona Tawerna Kaukaz. Płacimy 5000 dram za osobę ze śniadaniem.
Na wieczór umówiliśmy się z Kolegą Adriana na kolację. Musieliśmy doprowadzić się do porządku po podróży. Nawet udało nam się zrobić pranie w pralce.
Ashot przyjechał po nas i zabrał nas do swojego domu. Poznaliśmy jego rodziców i siostry. Kolacja była bardzo, ale to bardzo obfita. Nie było wolnego miejsca na stole. Nie było chwili, abyśmy mieli puste talerzyki albo puste kieliszki. Tata Ashota co chwilę wznosił kolejne toasty, za nas, za was, za zdrowie, spotkanie… Każdy toast to było kolejne przemówienie, każdy toast miał w sobie jakieś przesłanie. Bardzo nas cieszyło, że rodzice mówili po rosyjsku, więc mogliśmy się porozumiewać, z młodymi raczej rozmawialiśmy po angielsku. Tak czy siak wszystkie języki mieszały się, a im więcej było alkoholu tym śmieszniejsze miksy językowe się pojawiały. Wiele było ważnych tematów… O życiu, historii, religii, planach. Tata Ashota walczył w wojnie przed 20 laty w Górnym Karabachu, a my dopiero stamtąd wróciliśmy. Więc i ten temat pojawił się w rozmowach. W międzyczasie dołączyła do nas sąsiadka Ashota i jego kolega. Miałam wrażenie że nic nie ubywa ze stołu. Były miksy językowe, miksy alkoholowe, to był przemiły wieczór. Czasami mówi się, że Polacy są gościnni, pewnie tak. Ale nie tylko Polacy, nie tylko..
Po północy wróciliśmy do hostelu. Okazało się, że śpi tam też grupa z Polski. No i oczywiście musieliśmy się pobratać. I tak do prawie do trzeciej w nocy. Temat główny to był wypadek, w którym oni uczestniczyli. Szok. W drodze do Yerewania mieli czołowe zderzenie z innym autem. Wszyscy żyją, ale są mocno w szoku i poobijani. Zawsze jak podróżujemy to słyszymy o wypadkach. Tym razem już dwa razy wiedzieliśmy samochody na zboczach gór, które wypadły z drogi, teraz ten wypadek Polaków. Jakoś tak mało przyjemnie nam się zrobiło. Ale kolacja była super!!!