Dziś byliśmy cały dzień w marszrutce. Z dworca Kilikia wzieliśmy busa do Tbilisi (po 6500 od osoby). Droga minęła tym razem spokojnie, bez śniegu i deszczu. Na granicy zatrzymano jedną z naszych pasażerek. Ani kierowca, ani nikt inny zbytnio się tym nie przejął. Dziwne. Pojechaliśmy dalej.
Dojechaliśmy do dworca O…… i prawie zaraz mieliśmy kolejną marszrutkę do Kachetii, po 2 godzinach wysiedliśmy na skrzyżowaniu do Signagi. Chcieliśmy do miasteczka dojechać kolejną marszrutką, ale uczepił się do nas dziadek z taxi. Zdecydowaliśmy się aby jechać z nim do miasteczka (5 lari). Jak wsiedliśmy tylko do środka od razu chciał nas częstować Czaczą, czyli bimberkiem, którą akurat i całkiem przypadkiem miał pod ręką… Strach myśleć czy i ile on już dzisiaj wypił.
W Signagi chyba wszyscy chodzili pijani, dziś było święto wina. A że wino tu tanie to ludzie korzystają. Ta miejscowość przypomina Toskanię. Kamienne domy, winnice, piękne widoki. To naprawdę robi wrażenie.
Dziadek podwiózł nas pod jakiś hostel, szału nie było, ale wzięliśmy bo późno już było, a i tyłki bolą - my przecież dzisiaj cały dzień w podróży.. Skoczyliśmy szybko jeszcze na kolację, spotkaliśmy Polaków, wymieniliśmy informacje i wróciliśmy do kwatery.
Leżę i piszę, nadrabiam zaległości. Przez zwiedzanie i imprezowanie w stolicy mam opóźnienia w pisaniu pamiętnika. Ale już wszystko odtwarzam w swojej głowie i przelewam na kompa. Nie mamy wifi, ale jutro dodamy uaktualnienie.