Na szczycie góry znajduje się Signagi. Stare miasteczko, otoczone murami, z wąskimi uliczkami, starymi kamiennymi domami i winem, które można wypić u każdego w każdym miejscu i o każdej porze. Widoki na dolinę są imponujące, niemal jak z okien samolotu.
Wczoraj wieczorem postanowiliśmy, że zmieniamy lokal, bo zbyt wiele nam przeszkadza, a planujemy zostać tu trzy noce. Takie jest prawo rynku, no trudno. Nasz kolejny nocleg wart jest polecenia: Maja, ul. st. George 7. Pani zaczepiła nas po drodze i mamy super miejscówkę. Duży czysty pokój z oknami na dolinę, wspólna łazienka, kuchnia do dyspozycji, ogrzewanie i WiFi - za 15 lari za osobę.
Dzisiaj po prostu pochodziliśmy, pogubiliśmy się po Signagi. Pagulialiśmy po otoczonym przez doliny z trzech stron miasteczku, powspinaliśmy się po uliczkach, murach i wieżach których jest tu ponoć 26. Generalnie spacer trwał nieustannie kilka godzin z przerwami na jedzenie, karmienie psów i robienie fotek. No właśnie psy… trochę zatruwają mój spokój ducha, w każdym mieście wiosce widać bezdomne psy. Mniej lub bardziej zaniedbane, ale bardzo przyjazne do ludzi i z reguły wesołe – co nie jest takie oczywiste w innych krajach. Jeśli tylko okaże się im odrobinę zainteresowania lub dobroci, to nie będą chciały opuścić naszego towarzystwa przez kilka godzin lub kilka kilometrów. Tzw. Pimpek, ten ze zdjęcia, wchodził mi na kolana, tak bardzo chciał abym go głaskała. My na ile możemy, to troszkę podkarmiamy psy. Serce mi staje jak widzę psy biegające po ulicach. Kotków za to mało spotkaliśmy na naszej drodze .
W jednej z knajpek spotkaliśmy parę Polaków. Po paru chwilach okazało się, że zamieszkaliśmy w pokoju, który oni dzisiaj opuścili. Niesamowita historia. Polska to mały kraj, ale Gruzja to też mały kraj. Wszyscy spotkani tu Polacy, to bardzo sympatyczni ludzie. Wciąż i niezmiennie spotykamy się z wielką serdecznością Gruzinów w stosunku do Polaków. W każdej miejscowości widzimy polskie flagi, mniejsze lub większe. To niespotykane w żadnym innym miejscu na świecie. Myślę, że dlatego też tak bardzo podoba się tutaj Polakom, bo nas tu szanują, bo nie czujemy się gorsi.
Wieczorem kupiliśmy u naszej Gospodyni wino. No… musimy przyznać, że „zdziera papę z dachu”. O matko! Wg Gospodyni wino wyborne, a według nas ma moc… Czaczę też już piliśmy, bimber jak bimber, co to „przesuwa balkonik do przodu”…. Jednak najlepszy bimberek piliśmy w Górskim Karabachu, u Pana Edwarda… aż łza w oku się kręci - dużo już za nami - dużo wspomnień, emocji i smaków.