Signagi pożegnało nas piękną pogodą, pięknymi widokami i pysznym chaczapuri na śniadanie. Odprowadzani przez tutejsze psiaki, za 6 lari za osobę wzięliśmy marszrutkę do Tbilisi. Kierowca był lekko narwany. Generalnie to powinniśmy się już przyzwyczaić do dzikiego stylu jeżdżenia, ale po historii Polaków którzy mieli wypadek, jakoś jestem mniej elastyczna w kwestii luzu na drodze. Wyprzedzanie na trzeciego, niesprawne pojazdy, brak świateł w trudnych warunkach, nadmierna prędkość… Można tak wymieniać bez końca, momentami przestaje mi się to podobać.
Tak jak wspomniałam narwany kierowca cało i wyjątkowo szybko dowiózł nas do stolicy. Wysiedliśmy na dworcu Sangori, metrem przejechaliśmy przez całe miasto na inny dworzec Didube. Chcieliśmy wziąć kolejną marszrutkę do Kazbegi, ale zwinna mafia dworcowa już nas przechwyciła. W rezultacie wylądowaliśmy - bardzo korzystnie - w dżipie z kierowcą-niemową w cenie 10 lari za osobę, czyli wg cennika marszrutkowego. Niezła fura, piękna droga, kierowca całkiem niezły, mimo że kierownica po prawej stronie. Jechaliśmy tzw. Gruzińską Drogą Wojenną, która od wieków prowadziła przez Kaukaz do Rosji. Droga jest bardzo malownicza i odcinkami bardzo kręta. Niemal ekspresem dojechaliśmy do Stepancmindy – dawniej Kazbegi. Miasteczko brzydkie jak cholera, ale widoki zapierają dech. Z miasteczka, jak na dłoni widać Kazbek (5033 m npm) jeden z siedmiu pięciotysięczników na Kaukazie, pod nim na wzgórzu znajduje się Cminda Sameba, najpiękniej położony monastyr w Gruzji.
Śpimy w hostelu Marina. Pokoje są po remoncie i są też ogrzewane, bo jak powiedziała Gospodyni: „gaz jest za darmo, więc grzejemy”. Ja pierdziu! Mamy CO i gorącą wodę! Ale najlepsze jest to, że widok z pokoju mamy na Kazbek. Centralnie jak leżę w łóżku, widzę Kazbek i monastyr. Wow! Tak brawurowego rozdania to się nie spodziewałam. Pieję z zachwytu, gęba mi się śmieje. Jutro uderzamy w góry.
Wzięliśmy nocleg z wyżywieniem (dwa posiłki) i płacimy 35 lari za osobę. Po dzisiejszej kolacji wiemy na pewno, że to był dobry wybór. Kilka osób polecało nam Marine i musimy przyznać, że na tle dotychczasowych miejscówek (zwłaszcza górskich) wypada naprawdę dobrze.
Pochodziliśmy po wiosce, łapaliśmy WiFi. Tak naprawdę to nie ma się tu gdzie rozpędzić. Dwie knajpki na krzyż, kilka sklepów typu GS, dwa większe hotele, mnóstwo pustostanów i ruder, dwa pomniki, muzeum i kościółek.