Tak naprawdę ilustracją dzisiejszego dnia są moje zdjęcia. I nic więcej nie powinnam pisać… Wybraliśmy się dzisiaj na lodowiec pod górę Kazbek. Trasa jest długa i dość mozolna, ale widoki rekompensują wszystko. Pierwszym etapem jest wspinaczka pod monastyr, a następnie dalsza droga w góry. Pod monastyr można podjechać terenowym autem, w cenie od 30 do 50 lari. My do leniwych nie należymy, więc chodzimy. Szlaki nie są oznaczone. Poruszaliśmy się po wydeptanych ścieżkach, czasami za drogowskaz robiły ułożone kamienie w kopiec. Pogoda była piękna, jedynie porywisty wiatr utrudniał nam wspinanie. W górach spędziliśmy prawie 10 godzin, doszliśmy w okolice lodowca pod górę Kazbek, osiągnęliśmy wysokość wg GPS 2970 m npm… Nie weszliśmy na sam lodowiec po pogoda zaczęła się psuć, robiło się coraz zimniej i było już coraz później, poza tym to już wypadałoby mieć jakiś sprzęt.
Na szlaku spotkaliśmy Polaka – Kamila z którym nocowaliśmy w tym samym hotelu w Yerewaniu i Anglika z początku podróży. Hmm… Gruzja to jednak mały kraj. Tak naprawdę to w górach spotkaliśmy tylko kilka osób, pięć…a jest to jeden z najbardziej uczęszczanych szlaków. Wysoko w górach przyczłapały się do nas dwa przemiłe psiaki, które nas obżarły. Oddaliśmy im nasza konserwę, którą przywieźliśmy z Polski (i do tej pory targaliśmy) z myślą o wędrówkach po górach. Psy odwzajemniły się wielką radością i przyspieszonym merdaniem ogona.
To był naprawdę niesamowity dzień. Osoby, które chodzą po górach zrozumieją moją wielką radość z przeżycia tego dnia w Kaukazie. Jestem pod wielkim wrażeniem tych gór… Ach, co to był za dzień…