Jednak prognozy pogody okazały się celne, nadeszła zmiana pogody. Jest zimno i mgliście, nie widać dziś Kazbegu, a gospodyni mówi że będzie śnieg. Idzie zima. Załapaliśmy się na marszrutkę o 10-tej. W busie spotkaliśmy naszego kolegę Kamila i jeszcze kilku Polaków. W Gruzji i Armenii poznaliśmy już wiele sympatycznych osób.
Wysiedliśmy przed Tbilisi, bo chcieliśmy pozwiedzać jeszcze Mcchetę. Ładne i spokojne miasteczko, pierwsza stolica. Niestety zaczął padać deszcz i pozmieniał nasze plany. Uznaliśmy, że dość zwiedzania Mcchety, nie zostaniemy tu na noc - jedziemy do Batumi. Zawinęliśmy się więc do Tbilisi (za 1 lari), tam praktycznie od razu złapaliśmy niezłego (bo tylko siedmioosobowego mercedesa) busika do Batumi w cenie 20 lari za osobę. Niestety, pogoda już w ogóle się popsuła. Ulewny deszcz, mgła i szaleńcza jazda na drodze nie nastrajały nas pozytywnie. Jakoś ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego wariactwa kierowców. A jak robi się ciemno, to już w ogóle kwiatki wychodzą: jeżdżenie bez świateł, na pozycyjnych, na awaryjnych, z czerwonymi żarówkami, z niebieskimi światłami… Kompletny brak wyobraźni… I oczywiście wyprzedzanie na ciągłej linii, pod górę, na zakręcie, na trzeciego to jest standard. Co warte uwagi, to w okolicach miasta Surami (tylko tu robią) kupiliśmy Nazuki – słodkie bułki z rodzynkami w kształcie wielkiego ucha – pycha!
I w takich to klimatach na drodze, już po zmroku dojechaliśmy do słynnego Batumi. Trochę pobłądziliśmy w poszukiwaniu noclegu (bo ten polecany w Kazbegu okazał się mocno drogi) i mamy pokój w hostelu Globus, na starym mieście (25 lari za osobę). Sama miejscówka super, bo wszędzie blisko, ale sam pokój ujdzie w tłoku. Biorąc pod uwagę cały dzień w drodze, deszcz i późną porę, to nie jesteśmy wybredni.
Poszliśmy jeszcze na krótki spacer, lekki rekonesans. Stare miasto i bulwar robią wrażenie, szczególnie nocą kiedy wszystkie budynki są efektownie podświetlone. Niestety pogoda nas nie rozpieszcza. Ulewa przechodzi za ulewą, więc wracamy. Na dzisiaj już wystarczy podróżowania.